Negredo wielokrotnie powtarzał, iż chciałby w przyszłości spróbować swoich sił w lidze angielskiej. Był przekonany, że jego styl gry idealnie wpisuje się w futbol Premier League. Jeszcze w styczniu 2009 roku, gdy występował w Almerii wpłynęła do klubu oferta z Fulham, lecz Andaluzyjczycy ją odrzucili. Jednak w końcu dopiął swego. Kupił parasol i wyruszył na podbój Anglii, Europy i reszty świata.
Wróćmy jednak do początku. Negredo wychował się w Vallecas, gdzie rodzina Álvaro przeprowadziła się w zaledwie miesiąc po jego urodzeniu. Ojciec pracował jako taksówkarz, a matka głównie zajmowała się domem. Ma dwóch starszych braci Césara oraz Rubéna. Cała trójka rodzeństwa zaraziła się miłością do futbolu od ojca, który w młodości występował w rezerwach Realu Madryt. Wierni swej pasji zostali zawodowymi piłkarzami. Najstarszy, 33-letni César jest stoperem i występuje obecnie w CD Covadonga z Oviedo (Tercera División), natomiast 30-letni Rubén to napastnik CF Badalona z Segunda B. Rodzina Álvaro tradycjami powiązana jest z Atlético, lecz trójka braci dokonała przewrotu wspierając „Los Blancos”. Dodatkowo Negredo sympatyzuje z lokalnym Rayo, którego jest zresztą wychowankiem. W pewnym sensie jego rodzice już wielokrotnie zmieniali barwy klubowe, bowiem niemal co weekend jeżdżą oglądać mecz jednego z synów dopingując również drużynę, dla której aktualnie występuje.
Álvaro utrzymuje ścisły kontakt z bliskimi, rozmawiają ze sobą codziennie. Pamięta o nich również, gdy wchodzi na boisko i przeistacza się w bestię. To właśnie swoim najbliższym dedykuje strzelone gole całując tatuaże na rękach. Na prawym przedramieniu widnieją inicjały „C. J. R.” – „C” i „R” pochodzą od imion braci, „J” symbolizuje rodziców: matkę – Juanę i ojca – José Maríę. Całując tatuaż na lewym ramieniu oddaje cześć swojej żonie Clarze i niespełna trzyletniej córce, Aitanie.

fot. mcfc.co.uk
Narodziny
Negredo swoje pierwsze profesjonalne treningi zaczynał w klubie z okolicy – Rayo. Grał głównie w rezerwach na poziomie Tercera División. Dopiero spadek „Błyskawic” do Segunda B pozwolił mu na nieco częstsze występy w pierwszym składzie. W tym czasie próbowano go wystawiać również na skrzydle, jednak nie odpowiadało to samemu zawodnikowi. Zawsze starał się grać blisko bramki rywala, gdyż tam spisywał się najlepiej. Jego idolem był Ronaldo, choć lubił też innych napastników preferujących bardziej fizyczny futbol, jak Batistuta. Na nich się wzorował, a „Numero Nueve” stało się tym co go definiuje ( ma nawet tatuaż z „9”). To w Rayo narodziły się jego przydomki „La Fiera de Vallecas” (Bestia z Vallecas) czy „El Tiburón de Vallecas”(Rekin z Vallecas).
Gdy miał 20 lat otrzymał propozycję przejścia do rezerw Realu Madryt. Nie zastanawiał się dwa razy. Po pierwsze, był to awans sportowy – Castillia rozgrywała i po krótkiej przerwie nadal rozgrywa swoje mecze w Segudna División. Po drugie, warunki do rozwoju dla młodych zawodników stały na znacznie wyższym poziomie niż w kompleksie w Vallecas. „W Realu mieliśmy wszystko” – podsumowuje po latach Negredo.
Pomimo świetnych występów (zwłaszcza w drugim sezonie, w którym zdobył 18 bramek) nigdy nie było mu dane posmakować debiutu w pierwszym zespole „Królewskich”. Capello doceniał go oraz Soldado, jednak „Los Blancos” już i tak mieli kłopot bogactwa w linii ataku. Młodym napastnikom ciężko było rywalizować z takimi gwiazdami jak Ronaldo, Raúl czy van Nisterlooy, a sprowadzono jeszcze Higuaína. Dlatego też ich jedyną szansą na zdobywanie doświadczenia było opuszczenie klubu.
Pierwsze łowy w La Liga
W 2007 roku Álvaro trafił do Almerii za 3 mln € i 50% przychodu z przyszłej sprzedaży oraz prawem pierwokupu za kwotę 5 mln €. W tym czasie Andaluzyjczykom przewodził Unai Emery – zdaniem snajpera – trener, który wywarł na nim największe wrażenie z dotychczasowych szkoleniowców. Dzięki zaufaniu Baska „Rekin” wypłynął na szerokie wody, uwierzył że może z powodzeniem występować na poziomie Primera División. Zaliczył fenomenalną kampanię, a jego nowy pseudonim – „El Animal” poznała cała Hiszpania. Zwrócił też na siebie uwagę znacznie silniejszych klubów. Rozgłos przyniosło mu m.in. trafienie w meczu przeciwko Valladolid, jego ulubiony gol z tego okresu kariery.
Po wybitnym sezonie (beniaminek zajął 8. miejsce w lidze) baskijski trener przeniósł się do Valencii, a jego miejsce zajął sam Hugo Sánchez – legenda madryckich ekip (Realu, Atlético i Rayo). Negredo zapamiętał dobrze kilka rad „Hugola”: „Jeśli potrzebujesz kolejnej sekundy na zastanowienie, obrońcy mają dodatkową sekundę by ci przeszkodzić” czy „ Żeby strzelić bramkę musisz być przebiegły, przewidywać rozwój akcji i znaleźć się we właściwym miejscu, by wykorzystać swoje atrybuty i przechytrzyć rywali” – przytacza wypowiedzi Meksykanina w jednym z wywiadów. Wygląda na to, iż „Negregol” skorzystał na tych lekcjach – na boisku używa nie tylko siły mięśni, ale także i sprytu.
Ostatni sezon w Almerii zakończył z rewelacyjnym dorobkiem 19 goli w La Liga, co skłoniło Real Madryt do skorzystania z opcji wykupienia snajpera. W osiem dni po tym jak Cristiano Ronaldo i Álvaro zostali oficjalnie zawodnikami „Los Blancos” klub potwierdził sprowadzenie w swoje szeregi Karima Benzemy. Ponadto „Królewscy” dysponowali jeszcze Raúlem, van Nisterlooy’em i Huntelaarem (został sprzedany do Milanu w sierpniu). Negredo poznał wówczas swojego obecnego trenera – Pellegriniego. „Inżynier” przekonał go, iż lepszym rozwiązaniem będzie znalezienie klubu, w którym otrzyma znacznie więcej szans na regularne występy. Álvaro postanowił więc przyjąć kolejną propozycję z Andaluzji.
Wielki El Animal
„Negregol” nie ukrywał, że nie podobało mu się przedmiotowe potraktowanie jego osoby przez Real. Jednocześnie był wdzięczny klubowi z Nervión za otrzymaną szansę. Sevilla zainwestowała w „El Animala” 15 milionów euro i pobiła tym samym swój rekord transferowy (Real przez dwa lata miał prawo pierwokupu napastnika za 18 milionów). Álvaro sprowadzono na życzenie ówczesnego szkoleniowca „Sevillistas” – Manolo Jiménez i jak się okazało była to doskonała inwestycja, choć początki snajpera w nowym klubie nie należały do najłatwiejszych. W obliczu rywalizacji z najlepszym duetem napastników w historii Sevilli musiał on pogodzić się z rolą tego trzeciego (za to przed Arouną Koné i wiecznie połamanym Chevantónem). Wiedział jednak, że cierpliwość, determinacja w dążeniu do celu oraz ciężka praca zostaną wynagrodzone i wreszcie nadejdzie jego czas.
Nadszedł już w następnej kampanii. Negredo sporo skorzystał na kontuzjach swoich starszych konkurentów, a w końcu i odejściu Fabiano w połowie marca 2011 roku. Znacznie częściej pojawiał się na murawie, co z kolei znalazło swoje odbicie w zdobywanych bramkach. Przy czym lepiej na boisku układała mu się współpraca z „Freddy’m”, który – w swoim stylu – schodził bliżej środka boiska, by pomóc w rozegraniu piłki. Dzięki temu „El Animal” mógł częściej przebywać w pobliżu pola karnego przeciwnika, gdzie czuł się jak rekin w wodzie.

fot. Number1Sport
Wydawać by się mogło, że może być już tylko lepiej, jednak kolejny sezon przyniósł rozczarowanie zarówno dla „Negregola”, jak i dla Sevilli. Powodów można wymienić wiele: od kłopotów z rwą kulszową i urazem przywodziciela napastnika, brak kluczowego Kanouté dręczonego odnawiającymi się problemami zdrowotnymi, przez zmiany systemu gry drużyny – całkowite przejście na taktykę z jednym napastnikiem (po części wymuszonego nieobecnością Malijczyka) oraz nieprzemyślane transfery, które przełożyły się na słabszą dyspozycję całego zespołu.
Czwarty rok w ekipie z Nervión był swoistym odrodzeniem „El Animala”. 34 gole strzelone dla klubu we wszystkich rozgrywkach mówią same za siebie – istna „Negredodependencia”. A co więcej, w ostatnim spotkaniu kampanii zdobył swój pierwszy kwartet w karierze i rzutem na taśmę zgarnął „Trofeo Zarra” z przed nosa Roberto Soldado. W ten sposób dowiódł swojej wartości i umieścił się w witrynie na miesiąc przed rozpoczęciem okna transferowego. Ostatecznie za kwotę 25 milionów euro, plus kolejne trzy zapisane w klauzulach, został zawodnikiem Manchesteru City.
Pożegnanie z Sevillą
Tak jak w przypadku Navasa wiadomość o odejściu Negredo „Sevillistas” przyjęli ze zrozumieniem. Wiedzieli bowiem, że Ci zawodnicy zasłużyli na więcej, więcej niż klub może im zaoferować. „W Sevilli byłem bardzo szczęśliwy, jednak czułem, że pewien okres mojego życia dobiega końca”- wyjaśnia Álvaro. Pożegnanie było łatwiejsze, ze względu na profesjonalizm wychowanka Rayo, który mogę porównać jedynie z tym Kanouté.
Negredo przechodząc do innego klubu stawia siebie w roli osoby mającej do spłacenia kredyt zaufania względem pracodawcy. Dlatego po zasileniu Sevilli nigdy nie narzekał na swoją pozycję, a po prostu robił swoje, jak tylko mógł najlepiej. Tym zaskarbił sobie także szacunek kibiców. Następnie, gdy stał się już podstawowym zawodnikiem, potrafił odnaleźć motywację nawet w obliczu braku realnej konkurencji na swojej pozycji (niezwykle trudno zaliczyć do niej zawodników pokroju Baby Diawary i Manu del Morala). Na końcu samo pożegnanie. O tym, że Álvaro „poprosił o możliwość odejścia” – poinformował „Sevillistas” prezydent Del Nido, by przygotować ich na przełknięcie kolejnej gorzkiej pigułki. Napastnik czekał na rozwój sytuacji bez zbędnych komentarzy, ani podgrzewania atmosfery.
Jestem przekonany, iż nawet jeśli nie otrzymałby zgody na transfer przyjąłby tę decyzję z pokorą i nadal z tym samym zaangażowaniem wykonywałby swoją pracę. Negredo nie „obraża się”, gdy coś nie idzie po jego myśli i nigdy nie pali za sobą mostów. Jakże różni się to podejście od kaprysów Luisa Fabiano (nie mogącemu się zdecydować czy Sevilla jest klubem, który zmarnował mu karierę nie akceptując oferty Milanu, czy tym któremu zawdzięcza największe sukcesy), lub też wylewającego pomyje na Valencię Soldado.

Źródło: Whoscored
Warto także zwrócić na pewną prawidłowość widoczną na wykresie bramek zdobywanych przez „El Animala” w ostatnich trzech latach w klubie z Nervión. Wynika z niego jasno, iż napastnik ten ma tendencję do obniżania lotów w środku sezonu. Zatem obecna, nie najlepsza, dyspozycja Álvaro jest czymś zupełnie naturanym. Ponadto po okresie spadku następuje szczyt formy – większość goli Negredo strzela w dwunastu ostatnich kolejkach. W 2012/13 było to aż 60%. Jeśli zatem zawodnik nie nabawi się poważniejszej kontuzji i będzie grał regularnie, możemy się spodziewać, iż to co najlepsze w jego wykonaniu jest dopiero przed nami.
Feed the Beast
Negredo nie mylił się mówiąc, że jest typem napastnika, który świetnie pasuje do Premier League. Nie mylił się również Pellegrini opowiadając się za sprowadzeniem tego snajpera na Etihad Stadium, mimo iż początkowo sympatycy „The Citizens” przyjęli jego transfer z rezerwą. Álvaro był zawodnikiem rozpoznawalnym, lecz nie o takiej renomie jak inni napastnicy łączeni z klubem jak Falcao czy Cavani. Również statystyki świadczyły na jego niekorzyść. W prawdzie w ostatnim sezonie strzelił w meczach ligowych zaledwie o trzy gole mniej niż „El Tigre”, lecz na bramki zamienił zaledwie 16,7 % wszystkich strzałów, dla porównania, Kolumbijczyk aż 22,8%. Jednak zaufanie „Inżyniera” do umiejętności Álvaro, przynajmniej jak do tej pory, opłaciło mu się. Biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki niemal co czwarte uderzenie Negredo na bramkę rywali kończy się golem dla drużyny urugwajskiego szkoleniowca.
Z kolei fani Machesteru City zachwycili się stylem „Bestii”– imponującymi warunkami fizycznymi, walecznością, nienaganną techniką, umiejętnością utrzymania się przy piłce i atakami przypominającymi szarże rozpędzonego byka, którego nic nie jest w stanie zatrzymać. Niebywała siła pozwala mu przestawić każdego obrońcę Premier League, mimo iż zdaniem Álvaro, są „silniejsi i bardziej agresywni w odbiorze” niż ci w Hiszpanii. Trafienia Negredo z Bayernem czy Tottenhamem wzbudziły powszechny podziw, a jego dorobek to nie tylko bramki, ale również niekonwencjonalne zagrania czy też dośrodkowania. Wystarczy przypomnieć sobie najlepszy mecz ligowy w jego wykonaniu – przeciwko „Kogutom”.
Álvaro niezwykle ceni sobie współpracę z Kunem – „Lubię grać obok kogoś kto jest mniejszy, zwinny, szybki, błyskotliwy, ponieważ taki zawodnik może skorzystać z moich strąceń piłki, długich podań oraz dośrodkowań”. W Sevilli podobną rolę pełnił Navas, lecz z oczywistymi ograniczeniami. Grający bliżej i znacznie bardziej wszechstronny Agüero wraz z Negredo tworzą zupełnie nową jakość w ataku ekipy „Inżyniera”. Istną maszynę do demontowania defensywy rywali.
Sympatycy „Obywateli” w dowód uznania dla hiszpańskiego napastnika oraz w nawiązaniu do jednego z przydomków „La Fiera de Vallecas” zaczęli nazywać go „Bestią”. Przerobili również pieśń śpiewaną pierwotnie dla jednej z legend klubu – Shouna Goutera (w oryginale „Feed the Goat”) i stąd na Etihad Stadium można usłyszeć refren: „Feed the Beast and he will score”. Dlatego kibice „The Citizens” karmcie Bestię i niech strzela, bo do tego jest stworzona.