
Alfabet. Słowo, którego nim wpierw się nauczyliśmy, wymagało poznania liter, na które się składało. Miesiące powtórek i żmudnych ćwiczeń i efekt przybył natychmiast. Tym razem zostanie on wykorzystany w celach misyjnych, albowiem jest o czym składać i opisywać. Tak, to Copa América, która poznała nowego mistrza, nowego wicemistrza… i niezmiennie trzecią drużynę turnieju.
A
jak Argentyński pech
Fatum, nieszczęście, klątwa… ile można znaleźć synonimów dla słowa Argentyna? Całe morze, wprost ze słownika z dopiskiem klęska. To już kolejny turniej, który Albicelestes ostatecznie przegrywają i drugi z rzędu, gdzie dochodzi do finału wielkiej imprezy. Los spłatał figla tak potwornego, że pomimo przerażającej siły w ataku (Messi, Aguero, Tevez, Di Maria, Pastore), znów trzeba było obejść się smakiem, który staje się coraz bardziej gorzki. Licznik z latami od ostatniej wygranej znów posuwa się nieśmiało do przodu. A wnuki zamiast podziwiać na żywo zwycięstwa, zmuszeni są słuchać opowieści swoich dziadków i ojców o Argentynie, która „kiedyś wygrała Copę”. To drużyna, w której liczba zalet w pełni pokrywa się z wadami. Chimeryczność ponad wszystko i nawet 6-1 z Paragwajem nie jest w stanie tego odmienić. To materiał na znacznie dłuższe szycie… Okazja do revanchy już za rok, na jankeskiej ziemi, o ile FBI nie urządzi kolejnej fali aresztowań.
B
jak Brazylijski chichot
Jedno z kolejnych państw, które lecza kompleksy i swoje porażki klęskami innych. „Vi, Vi, Vi, Ce, Ce, Ce” ze zdjęciem Messiego, obiegły brazylijskie portale, które próbują odreagować po przegranej Argentyny, która… i tak ma się lepiej, niż ich sąsiad z Rio. Bo ten dostał w „Ryjo” 23 razy, czyli tyle ilu piłkarzy powołał do kadry człowiek, który potwierdził, że Joga Bonito naprawdę była tylko w reklamach – czyli Dunga. Tak na dobrą sprawę, swoim zachowaniem przypominał on raczej Dengę, która zaraziła futbol z tego kraju na dobre, czyniąc z magów, przeciętnej klasy wyrobników podpierających się łokciem przy budce z piwem. To jeszcze jeden materiał do uszycia, który wyjaśniłby przyczyny spektakularnego upadku, którego symbolem stają się „Chłopcy z Tłytera, Ynstagrama czy Fejsbuka”.
C
jak Chi, Chi, Le, Le VIVA CHILE!!!
Po 99 latach, po kilku umordowanych pokoleniach, wreszcie przyszła upragniona wygrana. I to najpewniej, najlepszej drużyny w historii tego kraju, która czasy Sancheza, Salasa i Zamorano zamieniła na batalion wygłodniałych morderców z chilijską flagą na plecach, oraz w ich mocno bijących sercach. Ich grę powinno się pokazywać na spotkaniach kółek patriotycznych, którym wydaje się, że są patriotami a okazują się zwykłymi rakietkami do pingponga. Najefektywniej i najefektowniej grająca drużyna w turnieju, pomimo ścian, które nadstawiały im ucho na ich skryte prośby. To bez wątpienia bohaterowie narodowi, o których można powiedzieć, że mają ochotę plądrować i gwałcić kolejne terytoria na naszej planecie. Lepiej się ich strzec.
D
jak Derlis Gonzalez
Na tego pana, nikt podczas turnieju nie zwracał większej uwagi, na te zamaszyste ruchy nóg Derlisa. To jeden z tych, o których już było wiadomo, że potrafi dużo, ale dopiero ten turniej pokazał, że jest bardzo groźnym skrzydłowym z aspiracjami do bycia liderem tej kadry. Spadkobierca Santa Cruza, który na co dzień kopie w Bazylei jest dowodem na to, że Benfica pomyliła się, oddając go za nędzne grosze. Przebojowy technik, który szybko i energicznie szalał w ofensywie, do pewnego momentu w półfinale Argentyńczycy mieli problem z jego dryblingiem. Do czasu, aż go nie połamali, na tyle, by musiał zejść z boiska. Warto się mu bliżej przypatrzeć, bo to może być w Europie gracz, który może nie w nowym sezonie, ale w przyszłym, będzie gorącym towarem na rynku transferowym.
E
jak Eeeeeeeeeeeee
Poziom tegorocznej Copy, był bardzo sinusoidalny. Liczba pięknych spotkań, została przytłoczona paroma miernymi widowiskami, przy których wstyd robi się człowiekowi, który opowiadał o tym „Jak tu pięknie, jak tu bajecznie”. Zapchany po brzegi kalendarz rozgrywek klubowych, zaczyna niestety stopniowo marginalizować futbol reprezentacyjny, ale zdarzają się perełki jak mecz Chile z Meksykiem czy półfinał gospodarzy turnieju z Peru. To wciąż może być tak, jak opisują to książki historyczne, czyli warte życia zarywanie nocy dla futbolu latynoamerykańskiego.
F
jak Ferrari, pierwszy właściciel, karoseria trochę obita
Na pewnej aukcji internetowej u pana Mietka, można znaleźć ofertę czerwonego ferrari. Co prawda lewy bok ma rozbity, ale co tam, śmiga panie 300 kilo na sekundę! Samochód, o który pewnie zabiłoby się wielu miłośników motoryzacji i zawrotnych szybkości staje się niejako symbolem, który może wiele lat później stać się symbolem kadry Chile, rozpędzonej, która może kiedyś trafić na betonowy mur. Szczęśliwie bohater nocnej eskapady – Arturo Vidal i jego żona uszli z życiem, tak samo jak nikt postronny w tym wypadku nie ucierpiał. Sprawa o tyle kontrowersyjna, że piłkarz zrobił to po pijaku a potem przy aresztowaniu kierował już słynne słowa „Jak mnie aresztujecie to zaje…cie Chile!”. Tym razem piłkarzowi uszło to na sucho, wybaczono jego przeprosiny dzień później. Ale o tym na jak wiele, może sobie pozwolić znana osobistość światka piłkarskiego, powoli się przekonywaliśmy. Jak również i do tego, że najpewniej Vidal po zakończeniu kariery piłkarskiej, zacznie aktorską w serialu, gdzie życie jest nowelą, której nigdy nie masz dosyć…
G
jak Gareca Ricardo i jego potężne armado
Myślę, że to jeden z tych, którzy opuszczają Chile z podniesioną głową. Bardzo przyzwoita gra, oparta w większości na graczach ligowych, sprawdziła się a w kraju już czekają kolejne wyzwania. Faza przebudowy kadry dopiero przed nim, ale już widać zwiastun nieco lepszych czasów dla La Blanquirroja. Na pewno Gareca należy do ludzi, którzy mają sporo pomysłów na siebie i dla innych, związku z czym gra Peruwiańczyków może stać się jeszcze lepsza. Czy jednym z nich są młodzi mistrzowie do lat 15-stu, którzy wchodzą już w wiek dorosłości? O tym przekonamy się już podczas eliminacji do rosyjskiego mundialu, no i co tu ukrywać rocznicowej Copy w USA.
H
jak Higuain (czytać Igłajno)
Każdy sukces lub porażka ma swój wyrazisty symbol. Po stronie argentyńskiej stał się nim Gonzalo Higuain, któremu czasem nadaje się nazwisko Pizduain, mające w pełni odzwierciedlić skalę jego nieudacznictwa. Ile to już razy w kluczowym momencie, wykazywał się bardzo słabą psychiką, która spalała go równie szybko co kawałek papieru w starciu z ogniem. Tak słabego psychicznie gracza Albicelestes nie mieli od lat i wygląda na to, że jego kres powoli dobiega końca. Choć nie jest jedynym obarczonym wadą psychiczną, to jednak stał się symbolem klęski. A wystarczyło tylko dostawić nogę… I jak obraz byłby zgoła odmienny. Na dziś bardzo głośno się spekuluje, że to najpewniej jego ostatni wielki turniej, oznaczający dłuższy rozbrat z kadrą. Oby do końca jego kariery…
I
jak I zbaw nas ode złego
Amen. Słowo się rzekło, to modlitwa jaką kierowali do siebie piłkarze, ale mając skrzyżowane palce u rąk. Skala sprytnych psychologicznych gierek zdawała egzamin, a liczne prowokacje doprowadzały do nerwowej atmosfery podczas gry. Kolumbia grając z Wenezuelą, choć w siermiężnej nudzie była zdominowana przez liczne skrajnie chamskie faule czy przepychanki słowne. Wiadomo, że wrogość obu państw z podłożem historycznym jest ryzykowna, ale piłkarze bez trudu przenoszą je na swój zielono trawiasty grunt. Oczywiście to nie oznacza, że losowania grup powinny odzwierciedlać to, z kim kto grac nie powinien, ale czy o taką Copa Americę chodzi? Absolutnie nie. Szkoda, że liczne piłkarskie grono postawiło na inny rodzaj gry. Ech te wakacje…
J
jak Jak by to było, gdyby mnie nie było?
Neymar już wie, że bez niego Brazylia jest jak auto bez silnika, podwozia i kierownicy. Nie ma jak pojechać dalej i gołym okiem widać, że powoli bokiem wychodzi tworzenie drużyny pod jedną, konkretną osobę. Argentyna bez Messiego, również wyglądałaby na swój sposób odmiennie. Lecz i tu widać, że drużyna jest budowana pod Lio. Reszta ekip na tym turnieju stawia na zgrany kolektyw i to w głównej mierze przynosi pozytywne rezultaty. W sytuacji, w jakiej znaleźli się Wielcy na kontynencie, odbija się im to czkawką, choć Albicelestes na turniejach zachodzą znacznie dalej od swoich sąsiadów z północy. Co będzie potem? Status quo, choć zmiany są absolutnie konieczne, lecz niekoniecznie wymagają one zmiany liderów tychże drużyn
K
jak Ktoś tu jednak nam się objawił
A tym kimś jest Javier Pastore… co prawda słowa Cantony o tym, że „to najlepszy piłkarz świata” wciąż są przesadą, ale już nie na taką skalę, by odsyłać go do wariatkowa. To pierwszy taki turniej, na którym jego rozegranie jest godne absolutnego podziwu i wreszcie spełnia się to, co mogłem obejrzeć za jego czasów w argentyńskim Huracanie. To nowoczesny reżyser gry, który wie co zrobić z piłką i wie jak ją odpowiednio rozprowadzić. Choć, co prawda to nie był dyrygent, bo obok był nieco wciskany na siłę Messi, ale zmysł do gry kombinacyjnej jest tu na poziomie światowym. Widzi wiele, dostrzega to co niewidoczne dla wielu. Czapki z głów!
L
jak Lepiej hymnu nie da się zaśpiewać…
M
jak Messifail
„Prawda boli” – słowa Osvaldo Ardillesa można powtarzać niczym mantrę, ale Lionel ma po prostu do kadry narodowej pecha. Złoto olimpijskie z Pekinu, warte jest dokładnie tyle samo co srebrne medale za finał z mundialu i z tegorocznej Copy. Z Barceloną wygrał wszystko, a nie może spełnić swojego marzenia z ojczyzną zwaną Argentyną. Są jednak głosy, które sprawiają, że przyczyny dla których Lio nic nie wygrywa z kadrą, są bardzo złożone. Jakoś nikt nie zwraca uwagi na to, jak wygląda jego gra w Barcie a jak w Albicelestes. To pressing, który na niwie reprezentacyjnej w ogóle nie istnieje a na Copie był on obrazkiem aż nadto widocznym. Fakt, że Barcelona wyciska go jak cytrynę a potem, bez żalu wyrzuci jest wręcz oczywiste i pewne. Ale do jasnej ciasnej, to już kolejne wakacje, na których forma Messiego jest daleka od idealnej. I znów, były to tylko przebłyski choć wielu powie, że wciąż był najlepszy w swej drużynie. A to są już słowa laików, które trzeba brać na dystans z ewentualną wypiską skierowania na leczenie psychiatryczne. Zagadka jego formy, której rozwiązanie poznamy dopiero po latach, gdy Messi zakończy piłkarską karierę. Nie ukrywam, że człowiek chce zapłakać, gdy widzi przegranego Lionela. W Barcelonie ten widok nikogo nie rusza, ale w reprezentacji emocje biorą zdecydowanie górę… Oby się podniósł, bo szans ma już naprawdę niewiele.
N
jak Nigdy nie mów nigdy!
I tymi słowami Messi, chce powiedzieć, że nie spocznie dopóki nie wygra z Argentyną Mundialu albo Copa America. I tymi samymi słowami oznajmiam, że wielu przegranych, tych z pierwszych stron gazet jak i tych z cienia, myśli o tym samym.
O
jak O popatrz, zaginiony gatunek!
Za taki rarytas uchodzi z pewnością Jorge Valdivia. Choć nie jest on z tej pierwszej linii gatunkowej, której jedynym słusznym przedstawicielem jest Juan Roman Riquelme, ale to jest ten sam typ wizjonera. Człowiek, który wybiera najtrudniejsze i niebanalne rozwiązania, widzący przed sobą zapadnie i 20 smoków ziających ogniem. To boiskowi kreatorzy, gdzie według nich poezja jest lepsza od prozy. Taki gatunek piłkarski powinno się chronić jak najrzadszą roślinę. I szkoda, że to jeden z tych, których zmierzch będzie witać znacznie częściej.
P
jak Palec, który zmienił życie
Na słynnym obrazie „Stworzenie Adama” Michał Anioł przedstawił stworzenie człowieka przez Boga. Dziś palec Gonzalo Jary między pośladkami Edinsona Cavaniego, może i nie ma w sobie pierwiastka płodności, ale dla biologów pozostanie on zagadką warta rozwikłania. To doprawdy niesamowite, co człowiek potrafi zrobić, byle tylko odnieść sukces. Prawdą jest też to, że ludzie dla swoich egoistycznych celów, potrafią zrobić po prostu wszystko. Jara w tym względzie jest recydywistą, któremu boiskowe harce i łapanki uchodzą zaskakująco płazem. Element brudnej gry, jaki stosuje każe nam się zastanowić nad granicami i zdrowym rozsądkiem. Na pewno w Mainz, będą w bardzo zorganizowanym tempie opuszczali prysznice, zanim Jara do nich dotrze…
R
jak Raptowne i przykre zgony
W wydarzeniach około turniejowych, słowo śmierć była pisana niestety dość często. Od zawału serca wujka Derlisa Gonzaleza, 19-letniego chłopca, który zginął w wypadku samochodowym spowodowanym przez pijanego ojca Cavaniego, aż po śmierć trzech chilijskich kibiców, na które wpadło rozpędzone auto, gdy świętowali wygraną ich drużyny. Każdemu pisane jest tyle, na ile wystarczyło atramentu w piórze. Szkoda, że dla niektórych atramentu zabrakło… Niech spoczywają w pokoju.
S
jak SampaOLE!
To bohater jednowątkowy, ten który odniósł sukces pracując i traktując futbol jak wojnę – Jorge Sampaoli. Człowiek, który chory na bielsizm nie zamierza się z tego wyleczyć i bardzo słusznie postępuje. To co sobą reprezentuje i to z czym przybył, można uznać za odkrycie skrywanego w narodzie chilijskim siły. Ofensywny i wysoki pressing, którego uczył się od swojego mistrza, dało finalnie puchar najlepszej drużyny kontynentu. Drużyny, która się nie boi z drewnianym mieczem iść w biegu na czołg. Futbol jaki wykreował, ogląda się jak najlepsze filmy w historii kinematografii. Takich charyzmatycznych gości powinno być jak najwięcej, a najlepiej jego pracę oddaje zdanie, że „Wielu ludzi ma swojego Boga. Ale w odróżnieniu od nich, mój istnieje i żyje naprawdę. A nazywa się Marcelo Bielsa”.
T
jak Tata, a Marcin powiedział…
Gerardo Martino niczym Piotr Fronczewski, nie raz musiał wysłuchiwać tych niekończących się pytań. Znużony i zmęczony życiem trener, który choć nie sprawia wrażenie śmiesznego błazna, to jednak wielce dalece mu do tego, by wykrzesać coś dobrego z Albicelestes. Niby odniósł podobny sukces co poprzednik, doszedł do finału. Ale ten okazał się przykrą niespodzianką, za którą ktoś tu jednak odpowiada. I wydaje się, że Martino, nie do końca panuje nad sytuacją w jakiej się znalazł. Pod literą „T” należałoby umieścić także tego, którego forma była wysoka, ale widocznie zbyt niska jak na głowę trenera, czyli Carlosa Teveza. Kilka błędów personalnych i taktycznych sprawia, że choć Martino nie przegrał żadnego ze spotkań w regulaminowym czasie, to jednak oddaje jak wiele wątpliwych stworzył własnymi rękami. Jeśli jeszcze olej płynie w jego głowie, to powinien go rektyfikować i zatankować do samochodu z napisem „ARGENTYNA”. I oby nie musiał tankować go za rok…
U
jak Uważnie się przyglądajmy…
… Bo niektórzy z nich, zagrali na tym turnieju być może po raz ostatni: Roque Santa Cruz (Respect), Claudio Pizarro (Double Respect), Martin Demichelis (Demi Moore argentyńskiej piłki… kiedyś grał a dziś udaje), Rafael Marquez (takich jak on już się nie robi. Triple Respect), David Pizarro (prapraprapraprawnuk Francisco Pizarro), Walter Ayovi (miły, grzeczny, kocha gołębie i facet mający ponad 100 spotkań w kadrze Ekwadoru), Justo Villar (naprawdę więcej niż przyzwoity bramkarz), Paulo da Silva (taki środkowy, co zapomniał kupić dekoder DirecTV), Juan Arango (trzeci taki świetny rozgrywający z La Ligi z Ameryki Południowej z czasów Riquelme i Ronaldinho), Carlos Lobaton (twórca lobotomii, znany w Polsce pod nazwiskiem La Baton)
W
jak Wargas… znaczy się Vargas!
Eduardo Vargas piłkarz, któremu za chwilę nada się przydomek „Piłkarz turniejowy”. To zgoła odmiennie od sezonu ligowego, gdzie jego postawa nie należała do tych pozytywnych. Ale to kolejny turniej, na którym jego obecność daje całkiem sporo. Bo w końcu został królem strzelców a jego petarda z Peru, jest najlepszym fajerwerkiem tych mistrzostw.
Z
jak Zakończenie
Za rok, co prawda EURO we Francji… Ale to także jubileuszowa Copa America w USA z okazji 100-lecia istnienia. Nie wiem jak wy, ale bez miesięcznego urlopu to się nie obejdzie. Ale na koniec, coś za czym zatęsknię. Bo trzeba oddać organizatorom, że intro zakończonej Copy, była o wiele energiczniejsze i znacznie chwytliwsze niż nieco pompatyczne dźwięki sprzed lat wcześniejszych
To do zobaczenia za rok!!!