
Przykład Joachima Löwa idealnie ilustruje istnienie różnicy w pracy trenera i selekcjonera. Jak podpowiada nazwa, sternik reprezentacji Niemiec zajmuje się selekcją, dokonaną na bazie wnikliwych analiz. Ów dobór zawsze dokonywany jest w oparciu o subiektywną wizję futbolu, w rezultacie czego do kadry narodowej naszych zachodnich sąsiadów często trafią zawodnicy dotąd nieposądzani o posiadanie nadzwyczajnych pokładów umiejętności.
Na szczęście dla miłośników hiszpańskiej piłki w całym dziwactwie Löwa odnajduje się pomocnik Realu Madryt – Sami Khedira. Można przypuszczać, że na dziesięciu selekcjonerów, mających w talii istną kanonadę piłkarzy klasy przynajmniej kontynentalnej jak Niemcy, tylko ośmiu odważyłoby się zaprosić na mundial zawodnika, którego forma po długim L4 jest wielką niewiadomą. Tyle że pociągający za sznurki Die Mannschaft lubi grać va banque i prócz „szóstki” Los Blancos do wstępnej listy dopisał Romana Weidenfellera, Rona-Roberta Zielera, Erika Durma, Shkodrana Mustafiego, Matthiasa Gintera, Christopha Kramera i Kevina Vollanda, którzy wespół nie zebrali nawet dziesięciu spotkań w drużynie narodowej.
Jedni topią reporterów, drudzy szaleją na szosach, Sami uspokaja
Atmosfera w niemieckim obozie przygotowawczym we Włoszech była pozytywna. Była. Najpierw Łukasz Podolski wrzucił do basenu reportera, ale zainteresowani potraktowali wyczyn w kategorii żartu. Później miny kadrowiczów zrzedły. Dla rozluźnienia nastrojów, w ramach rozrywki jeden ze sponsorów sprowadził do kadrowiczów Nico Rosberga (z Formuły 1) i Pascala Wehrleina – zawodowych niemieckich kierowców. Na pakę do ścigaczy zabrali się Julian Draxler i Benedikt Höwedes, niestety przejażdżki nie zapamiętają dobrze. Na rzekomo zabezpieczoną trasę wtargnęła dwójka kibiców, ulegając wypadkowi. Zawodnikom Schalke nic się nie stało. Duszą rajdowca można nazwać także samego Löwa, z pasją kolekcjonującego punkty karne, do momentu odebrania przywileju kierowania na sześć miesięcy.
Głos w sprawie incydentów zabrał Khedira: „Mam nadzieję, że człowiek, który uległ wypadkowi szybko dojdzie do siebie i opuści szpital. My jednak wciąż musimy skupiać się na przygotowaniach do mistrzostw. To nasza praca i nasz obowiązek.”. Tegoroczny tryumfator Champions League na swój udział w Brazylii patrzy z nadziejami: „Myślę, że jest ze mną nieźle. Przeszedłem długi proces, ale wyleczyłem się szybciej, niż zakładano. Zagrałem w wyjściowej jedenastce podczas finału Ligi Mistrzów i oczywistością jest, że trener nie dałby mi szansy, gdybym nie był w pełni sił. Teraz jestem tutaj, z reprezentacją. Rozmawiałem już z selekcjonerem i trenerem od przygotowania fizycznego odnośnie planu powierzonego mi na najbliższe tygodnie. Jestem optymistą: wierzę, że osiągnę szczyt 16 czerwca (spotkanie z Portugalią – przyp. red.) i dam z siebie wszystko.”.
Pupilek
Nie brakuje zwolenników teorii, jakoby Löw nawet nie w pełni sprawnemu Khedirze zagwarantował lot do Ameryki. Przecież pomocnik Realu jest jego pupilkiem. Na szerokie wody wypłynął z ręki selekcjonera na południowoafrykańskim czempionacie. Jogi (pseudonim Löwa – przyp. red.) odpuścił ściągnięcie z reprezentacyjnej emerytury Torstena Fringsa i stratę Michaela Ballacka zrekompensował żółtodziobem z VFB Stuttgart. Innym liderem środka pola uczynił Mesuta Özila. Obaj uratowali Die Mannschaft od powszechnie przepowiadanej katastrofy, czemu bacznie przyglądał się Florentino Pérez. Ten, zaraz po mundialu, wypisał dwa czeki na łączną sumę ok. 30 mln euro i sprowadził niemieckie perełki do Madrytu.
Cesarz z kciukiem w dół
Jako fanatycy hiszpańskiego futbolu, bardziej zaintrygowani stanem zdrowia Diego Costy i strzeleckimi wyczynami Sergio Ramosa, nie powinniśmy prognozować trajektorii reprezentacji Niemiec w czasie zbliżających się mistrzostwach świata. Cenzurkę winna wystawić persona lepiej obeznana z niemiecką piłką, a gdzie takiej szukać, jak nie w osobie Franza Beckenbauera? Zdobywca trofeum FIFA jako piłkarz, i jako selekcjoner, nie widzi swoich rodaków w szacie zwycięzcy. Sufitem ich możliwości określa półfinał, w którym staną na pożarcie gospodarzowi turnieju.
Co oznacza taki scenariusz dla Joachima Löwa? Oczywiście tylko jedno: drżenie o posadę. 80-milionowy naród ma już po dziurki w nosie wyczekiwania na pierwszy tryumf rangi międzynarodowej od 1996 roku, dlatego selekcjoner przy użyciu wszelkich metod musi sprowadzić złoto do kraju. Trzeba przełamać „złą” passę – cztery z rzędu mundialowe przygody w strefie medalowej bez najcenniejszego kruszcu, to kpina dla sąsiadów zza Odry. Tyle, że trudno będzie, skoro Kaiser (z niemieckiego – Cesarz, przydomek Beckenbauera – przyp. red.) już postawił świeczkę na grobie Jogiego.