Szesnastego maja 2001, 20:45. 48 tysięcy osób zgromadzonych na Westfalenstadion w Dortmundzie z zapartym tchem oczekuje na gwizdek sędziego Gillesa Veissiere’a rozpoczynający mecz. Kolejne 116 minut stworzyło historię jako najlepszy, najbardziej emocjonujący finał Pucharu UEFA wszech czasów.
Spektakl zaprezentowany przez zawodników obu drużyn był wart każdej minuty, każdej sekundy poświęconej temu spotkaniu. Dwie czerwone kartki, rzut karny, remontada outsidera, trafienie samobójcze rozstrzygające pojedynek w myśl zasady złotego gola i łącznie dziewięć bramek… Dumni zwycięzcy z Liverpoolu i zalani łzami zawodnicy reprezentujący Deportivo Alavés rozegrali niezapomniane widowisko, które będzie niemal niemożliwe do powtórzenia.
Zaledwie trzy lata po finale rozgrywanym na niemieckiej ziemi skromna drużyna z Vitorii wpadła do piłkarskiego piekła, skazana na zapomnienie. Deportivo próbując wydostać się z otchłani sezon 05/06 spędziło w najwyższej klasie rozgrywkowej, lecz były to ostatnie podrygi Babazorros. Choć Alavés nie może poszczycić się wspaniałą historią, a ich barwy reprezentowali piłkarscy rzemieślnicy zamiast wirtuozów, to drużyna ta budzi nostalgię i wspomnienia. Dziś, po dziesięciu latach od pożegnania się z Primera División nadarza się okazja na wielki powrót. I mimo rozegrania zaledwie dwudziestu kolejek – jest bliżej niż kiedykolwiek.
Klub przyjaciół sportu
Narodziny Babazorros miały miejsce w 1921 roku, choć pierwotna nazwa znacząco odbiegała od tej, jaką znamy dziś. Sport Friends było niczym innym jak stowarzyszeniem piłkarskich fanów z Vitorii. Pierwsza nazwa nie utrzymała się jednak zbyt długo, a prezydent Hilario Dorado, podążając za starszą imienniczką z A Coruñii, zdecydował przekształcić angielsko brzmiący tytuł klubu w Deportivo Alavés.
Pierwsze lata istnienia to szybki rozwój na polu sportowym drużyny z Vitorii. Zaledwie dziewięć lat od założenia klubu El Glorioso dołączyli do najwyższej klasy rozgrywkowej, jako piąty zespół reprezentujący Baskonię. Alavés, aż do lat 90. nigdy nie zadomowiło się w Primera División na dłużej, głównie ze względów ekonomicznych, przez które Babazorros lądowali nawet w trzeciej lidze. Lata 30-33 i 54-56 w La Liga można nazwać co najwyżej epizodami, ale cierpliwość i upór w dążeniu do celu okazały się skuteczne, bowiem najlepsze dla skromnego klubu z Baskonii miało dopiero nadejść.
Punktem zwrotnym w historii Deportivo okazał się rok 1989, gdy w powietrzu czuć było realne widmo ogłoszenia upadłości. Wówczas władzę w klubie przejęła grupa przedsiębiorców na czele z Juanem Arreguim i Gonzalo Antónem. Pokazali oni światełko w tunelu całej organizacji. Przez kolejne pół dekady El Glorioso byli o włos od awansu do Segunda División, lecz za każdym razem brakowało kropki nad „i”. Ostatecznie w sezonie 94/95 zaliczyli progres sportowy wywalczając promocję do drugiej ligi, a ledwie trzy lata później marzenia kibiców się ziściły i Deportivo Alavés po 42 latach przerwy zameldowało się w Primera División.
W barwach drużyny z Vitorii na próżno było szukać piłkarskich wirtuozów. W powojennej historii klubu trudno znaleźć zasługujących na wyróżnienie zawodników, gdyż Alavés w latach największych sukcesów bazowało w dużej mierze na kolektywie, niemniej w Baskonii występowali mający przeszłość m.in. w Barcelonie Jordi Cruyff, Abelardo czy Richard Witschge. W początkowych latach istnienia o sile zespołu decydowali Quincoces, Ciriaco czy Antero, reprezentujący Hiszpanię na Olimpiadzie w Amsterdamie. W latach 68-69 na ławce trenerskiej zasiadała także legenda Realu Madryt – Ferenc Puskás.
Wielki kryzys
Na początku XXI wieku Alavés stworzyło wzór mądrego zarządzania. Dla piłkarzy możliwość gry w Baskonii była bardzo kusząca, wobec płynności finansowej i regulowania należności w terminie. Po niemałym sukcesie w Pucharze UEFA w Vitorii pojawiły się nadzieje na stabilizację i budowanie swojej marki w Primera División na przestrzeni kolejnych sezonów. Rzeczywistość okazała się brutalna, a Babazorros nieoczekiwanie musieli zmierzyć się z bolesnym dla kibiców spadkiem w kampanii 02/03.
Na wiosnę 2004 Gonzalo Antónem, ówczesny prezydent klubu, sprzedał 51% akcji ukraińsko-amerykańskiemu biznesmenowi Dmitry’emu Pietrmanowi. Wlało to nadzieje w serca fanów zważywszy na szybki powrót do La Liga w sezonie 05/06, choć paradoksalnie był to początek popadania w ruinę Alavés. Pietrman zupełnie nie odnalazł się w roli zarządcy organizacji sportowej, a dobrze prosperujący klub doprowadził do złożenia wniosku o upadłość. Do interwencji został zmuszony sąd. Wówczas biznesmen nie piastował już najważniejszej funkcji w klubie – tłum domagał się głowy prezydenta i po ciężkich negocjacjach władzę w klubie przejął Fernando Ortiz de Zárate.
Klub zmuszono do ograniczenia transferów gotówkowych, wręcz były one niemożliwe do przeprowadzenia. Prezydent Zárate powierzył funkcję trenera Josu Uribe, a drużynę oparł na młodych zawodnikach. Marzenia o stabilizacji szybko prysły, a Alavés ponownie było bliżej Segunda B aniżeli Primera División. Po dwóch latach od afery związanej z Pietrmanem Babazorros sięgnęli dna lądując w trzeciej lidze…
Drugiego kwietnia 2011 roku za sprawą Avelino Fernándeza de Quincocesa władzę w klubie przejął Josean Querejeta, znany w środowisku sportowym właściciel drużyny koszykarskiej Caja Laboral Kutxa. Mimo to kibice Deportivo Alavés wciąż nie mogli spać spokojnie – bank Vital Kutxa odmówił klubowi pożyczki w wysokości dwóch milionów euro, co ponownie postawiło pod znakiem zapytania dalsze istnienie drużyny z Vitorii. Ostatecznie w czerwcu za sprawą zewnętrznych inwestorów udaje się utrzymać Alavés przy życiu, co z perspektywy czasu wydaje się być kolejnym punktem zwrotnym w historii El Glorioso.
Piłkarze Deportivo po finale Pucharu UEFA z Liverpoolem
Vitoria ponownie w La Liga?
Deportivo Alavés po czterech latach spędzonych w trzeciej lidze ostatecznie wywalczyło awans i znalazło drogę do Segunda División. Mimo ciężkich dwóch lat, podczas których Babazorros zajmowali odpowiednio 18. i 13. pozycję, w Vitorii starają się, aby wyprowadzić klub na prostą i przywrócić należne mu miejsce.
To właśnie sezon 15/16 wydaje się najlepszą ku temu sposobnością. Alavés od początku temporady trzyma się kurczowo górnej części tabeli, a obecnie notują serię ośmiu spotkań bez porażki, w tym siedemiu zwycięstw. Wynik bardzo imponujący zważywszy na realia i nieprzewidywalność zaplecza Primera División. Drużyna z Vitorii bardzo często zwycięża jedną bramką i nie stroni od wyników 1:0. W końcowym rozrachunku i tak będzie liczył się cel, jakim jest zasmakowanie piłkarskiego nieba. Jeśli efekty będą wymierne, to styl będzie jedynie anegdotą.
Przed sezonem w roli trenera zatrudniono Pepe Bordalása, który doskonale zna smak Segunda División. Decyzja ta okazała się strzałem w dziesiątkę. Deportivo Alavés to trzecia najstarsza drużyna w tych rozgrywkach pod względem średniej wieku – nie da się ukryć, że zespół budowany jest wokół zawodników doświadczonych. Daniego Estrady i Gaizki Toquero, który przed sezonem wrócił do domu, nikomu nie trzeba przedstawiać bowiem do niedawna kibice La Liga mogli ich oglądać w najwyższej klasie rozgrywkowej. Ważną rolę w drużynie Bordalása odgrywa także zdobywca czterech bramek w obecnych rozgrywkach Kiko Femenía, kojarzony z Barcelony i Realu Madryt, któremu wróżono nieco większą karierę. Przeciwległe skrzydło okupuje inny niespełniony talent, Dani Pacheco, a dostępu do bramki broni kolejny Pacheco – do niedawna trzeci golkiper Realu Madryt – Fernando.
Historia Deportivo Alavés jest niewątpliwie barwna, być może nieco tragiczna. Wzlotów w dziejach klubu było niewątpliwie mniej aniżeli upadków. W ich gablocie =nie znajdziemy wielkich trofeów, mimo to zespół budzi nie tylko sympatię, ale przede wszystkim wspomnienia. Myślę, że szesnastego maja 2001 roku to dzień, w którym wiele osób zakochało się w piłce nożnej, a mecz rozegrany na Westfalenstadion to jedna z najlepszych reklam futbolu. Dziś El Glorioso znajdują się na szczycie Segunda División i mimo presji ze strony rywali po cichu zaczynają myśleć o promocji do La Liga. Cóż, kto wie, być może w kolejnym sezonie Primera zyska kolejnego reprezentanta Baskonii, a kibiców w Vitorii rozgrzewać do czerwoności będzie nie tylko drużyna koszykarska… Z pewnością byłby to doskonały prezent na 95. rocznicę powstania klubu.