Sezon zaczął jako zawodnik rezerwowy, a z ławki podniósł się dopiero w trzeciej kolejce. Nie zawiódł, gdy w końcu doczekał się prawdziwej szansy i niemalże w pojedynkę prowadził Real Sociedad do wyszarpania jakichkolwiek punktów, leżących na ligowych murawach. Imanol Agirretxe w lutym skończy już 29 lat, ale dopiero obecna kampania przyniosła mu status wyjątkowej gwiazdy i numeru jeden w drużynie Realu Sociedad.
Od powrotu La Realu do hiszpańskiej elity, kariera tego wysokiego napastnika w pierwszym zespole to ciągła walka. Musi udowadniać rok w rok, że to on jest panem podwórka, jakim jest pozycja środkowego napastnika w drużynie z Estadio Anoeta. Z każdej konfrontacji ostatecznie wychodzi zwycięsko, a w pokonanym polu zostawił na razie sześciu innych piłkarzy. Na Josebę Llorente, Diego Ifrána, Harisa Seferovicia, Alfreda Finnbogasona i Jonathasa klub wydał niewiele ponad 20 milionów euro. Tylko sprowadzenie Raula Tamudo przed sezonem 2010/11 nie kosztowało dwukrotnego mistrza Hiszpanii ani eurocenta. Tamte rozgrywki były też ostatnimi, w których Imanol nie był najskuteczniejszą dziewiątką w klubie. Kolejne lata to ciągłe górowanie nad konkurencją. Ifrán w ciągu trzech sezonów w barwach Txuri Urdin strzelił siedem goli, później zaczęły się wypożyczenia i ostatecznie Urugwajczyk po wygaśnięciu kontraktu stał się wolnym zawodnikiem. Kariera Seferovicia w Donostii trwała rok, licznik zatrzymał się na czterech bramkach i aresztowaniu reprezentanta Szwajcarii przez policję za awanturowanie się w środku nocy z własną dziewczyną. Kupiony za 7,5 miliona euro Finnbogason zupełnie nie odnalazł się w nowym środowisku. Zdobył cztery bramki, z których połowę w pucharowym starciu z trzecioligowym wtedy Realem Oviedo. Ostatecznie skończyło się na wypożyczeniu do greckiego Olympiakosu.
Kiedy jego konkurenci zmagali się z różnymi problemami, Agirretxe po prostu wykonywał swoje zadania. Wespół z Carlosem Velą i Antoinem Griezmannem stanowili jeden z najciekawszych ligowych tercetów przez dwa sezony pracy trenera Philippe’a Montaniera. Imagol był w tym czasie bardzo skuteczny, uzbierał 24 ligowe trafienia, dorzucił także trzy w Pucharze Króla. Okresy rządów Arrasate i Moyesa to delikatny dołek. W sezonach 2013/14 oraz 2014/15 nie udało mu się przekroczyć bariery dziesięciu goli w lidze, ale nie miało to wpływu na jego sytuację sportową. Przy wspomnianej wcześniej formie jego konkurentów, jedynym rozwiązaniem była gra bez nominalnego napastnika. Okazyjnie miało to miejsce, ale szybko odchodzono od tego pomysłu. Agirretxe musi być.
Droga do pierwszej drużyny Realu Sociedad była kręta, ale niewiele osób spodziewałoby się, że jednym z pierwszych problemów będzie… język baskijski. Kilka dni temu krótką historyjką na łamach dziennika ABC podzielił się Kepa Esnaola, pierwszy trener Imanola w lokalnym Antiguoko: „Dominował u niego [Imanola] baskijski, miał problemy z kastylijskim. Jedyną osobą poza nim, która znała baskijski byłem ja, więc trzymaliśmy się blisko siebie”. W wieku czternastu lat znalazł się w akademii Athleticu z przyczyn biologicznych. Rósł bardzo szybko, co powodowało rozmaite bóle kości. Małego klubu nie było stać na profesjonalną opiekę medyczną i zdecydowano się wtedy na wyjazd do Bilbao. Ostatecznie w 2003 roku trafił do Zubiety i został zawodnikiem Realu Sociedad.
Jego snajperskim wzorem na boisku był Darko Kovačević. Serb był w tamtym okresie wielką gwiazdą i kiedy tylko Imanol miał okazję gościć na treningu pierwszej drużyny, to starał się wyciągnąć dla siebie z jego gry jak najwięcej. Lekcje przyniosły skutek obustronnie, bo sam Kovačević kilka lat później w bardzo pochlebnych słowach wypowiadał się o swoim młodszym koledze. „On ma wszystko. Ludzie mówią, że nie jest dobrym snajperem, ale kiedy gra regularnie, to odpowiada bramkami”. Z podpowiedzi najwyraźniej skorzystał Montanier, który postawił na niego w Primera División.
W obecnym sezonie urodzony w Usúrbil piłkarz jest w końcu najważniejszą postacią w drużynie z San Sebastián. W piętnastu występach zdobył dwanaście bramek, co stanowi 60% dorobku całej drużyny. Wszystkie gole padły po uderzeniach z pola karnego. Prawa noga, lewa, główka – zaliczone. Trzykrotnie w pojedynkę załatwił zespołowi punkty. Pierwszy w karierze hat-trick zdobył w Granadzie, do tego dwa gole strzelił Eibarowi, jedną – na wagę remisu – Getafe. Xabi Prieto, kapitan La Realu, w wywiadzie dla Marki przyznał, że liczą na złamanie bariery dwudziestu trafień u swojego kolegi. „Jest na fali”.
Agirretxe pojawił się dzisiaj na treningu o kulach i podobno nimi też da się strzelać gole. Przeciwko Rayo jednak prawie na pewno nie zagra.
— Dawid Kulig (@d_kulig) December 31, 2015
Jak rysuje się jego najbliższa przyszłość? Już pojawiają się głosy, że selekcjoner La Furia Roja powinien sprawdzić Baska w hiszpańskiej kadrze. Zresztą nie tylko jego, bo łeb w łeb z nim idą Aritz Aduriz oraz Lucas Pérez, którzy w trwających rozgrywkach są równie rewelacyjni. Vicente del Bosque znany jest z tego, że niezbyt lubuje się w eksperymentowaniu ze składem i woli stawiać na te same nazwiska, co zwykle. Jeśli jednak Imanol od lutego ponownie będzie strzelał jak natchniony, to dyskusja na temat wyglądu ofensywy La Roja na pewno zahaczy o San Sebastián. Powołanie byłoby dla niego zwieńczeniem wielu lat ciężkiej i systematycznej pracy. Grając w La Realu da się zapracować na zaproszenie na zgrupowanie, wystarczy spojrzeć na Íñigo Martineza, który dzięki serii dobrych występów dostąpił tego zaszczytu po dwuletniej przerwie. Na razie jednak Imanol musi wrócić i znowu stać się lokalnym herosem.