
Między sezonami podczas okienka transferowego dyrektorzy sportowi pracują w pocie czoła nad wzmocnieniami dla swoich drużyn. I jak zwykle oprócz transferów rzeczywiście stanowiących wartość dodaną dla klubowej kadry, pojawiają się też i takie, dzięki którym możecie przeczytać ten artykuł. Powodów, przez które tryby w maszynie się nie zazębiły jest kilka: problemy z aklimatyzacją, przepłacenie, zbyt wysokie oczekiwania kibiców lub przewlekłe kontuzje. Poniżej mamy dziesiątkę zawodników z powyższych kategorii i to ich tytułujemy największymi wpadkami transferowymi sezonu 2013/14 w La Liga.

Foto: realbetisbalompie.es
Stephan Andersen (Betis)
Reprezentant Danii, który do Betisu przeniósł się na zasadzie wolnego transferu z francuskiego Evian, miał być żelaznym punktem jedenastki Beticos w niedawno zakończonym sezonie. Na ławce rezerwowych wylądował jednak już po pierwszym ligowym starciu przeciwko Realowi Madryt. Regularnie grał tylko w Lidze Europy, w lidze zaś przegrywał rywalizację z Guillermo Sarą. Z ławki podnosił się sporadycznie, a jeśli już to tylko po to aby przyjąć kilka goli od przeciwników Verdiblancos. W styczniu został wypożyczony do występującej w holenderskiej Eredivisie drużyny Go Ahead Eagles po tym jak klub zakontraktował byłego bramkarza Los Blancos Antonio Adana. Po zakończeniu wypożyczenia kontrakt Andersena z Betisem został rozwiązany i tym samym duński golkiper został wolnym zawodnikiem.

Foto: clubatleticodemadrid.com
Josuha Guilavogui (Atlético Madryt)
Sprowadzony za 10 milionów euro z Saint Etienne defensywny pomocnik dał się poznać sympatykom ligi hiszpańskiej dzięki oszałamiającej liczbie jednej minuty spędzonej na ligowej murawie. I zapewne gdyby nie uraz Gabiego w spotkaniu z Celtą to Francuz nawet wtedy nie pojawiłby się na boisku. Największa porażka transferowa Diego Simone zaszczyciła swoją obecnością kilka starć Ligi Mistrzów oraz Pucharu Króla, a crème de la crème jego występów stanowi ta oto sytuacja z meczu Pucharu Króla przeciwko Valencii:
W zimowym okienku bez żalu oddany na wypożyczenie do Saint Etienne. Celem Atletico na letnie okienko będzie zapewne odzyskanie chociaż części zainwestowanych we Francuza pieniędzy. Słowa prezydenta Los Colchoneros Enrique Cerezo o pozyskaniu jednej z pereł francuskiego futbolu powodują teraz najwyżej kwaśny uśmiech na twarzach fanów mistrza Hiszpanii.

Foto: uefa.com
Toby Alderweireld (Atlético Madryt)
Sezon dla sprowadzonego z Ajaxu Amsterdam belgijskiego obrońcy nie ułożył się tak łatwo jak włosy na jego głowie. Wszak to właśnie jego fryzura częściej była nienaganna niż sam zawodnik. Spektakularna samobójcza bramka w meczu Ligi Mistrzów przeciwko Zenitowi Sankt Petersburg, do czasu strzelenia gigantycznie ważnej bramki w meczu przedostatniej kolejki, była całkiem niezłym podsumowaniem jego sezonu. Duży wpływ na to w jakim miejscu znajduje się belgijski internacjonał ma także postawa podstawowego duetu środkowych obrońców Atlético, który przez całe rozgrywki spisywał się dużo powyżej przeciętnej. Z jednej strony znalazł się w naszym zestawieniu, ale należy pamiętać o tym, że przed sezonem był całkiem blisko Norwich City. Jeśli Toby zaciśnie pięści to jest w stanie rozbłysnąć na miarę swojego talentu już w następnym sezonie.

Foto: marca.com
Beñat Etxebarria (Athletic Bilbao)
Porywająca gra w barwach Betisu skłoniła działaczy Los Leones do odkupienia swojego wychowanka za cenę ośmiu milionów euro. Obecny gracz Athletiku był ubiegłego lata smakowitym kąskiem transferowym, o którego walczyło kilka uznanych europejskich marek.
Beñat jednak zdecydował się podpisać aż pięcioletni kontrakt z baskijskim klubem i na razie odbija mu się to czkawką. Świetny sezon podopiecznych Ernesto Valverde kontrastuje z dokonaniami Hiszpana. Typowany przez wielu na dyrygenta drugiej linii Athletiku dość szybko wypadł z łask trenera, który uznał że gra Mikela Rico przyniesie więcej korzyści zespołowi. Beñat z głównodowodzącego został zdegradowany do roli rezerwowego i z meczu na mecz spędzał na murawie coraz mniej minut (tylko 204 minuty w rundzie rewanżowej). Taki dorobek sprawia, że Bask utracił nawet status „luksusowego rezerwowego”. Szansą na powrót do formy będzie solidnie przepracowany okres przygotowawczy oraz to, że Athletic w następnym sezonie będzie grał w europejskich pucharach, co wymusi większą rotację w zespole.

Foto: ibnlive.in.com
Joan Verdú (Betis)
Bliźniaczo podobna historia jak w przypadku Beñata. Smaczku dodaje fakt, że były gracz Espanyolu miał być tym, który zastąpi lidera drugiej linii Betisu wytransferowanego do Los Leones. W drużynie Verdiblancos nie potrafił jednak wypełnić luki po Beñacie. Za kadencji żadnego z trenerów, który prowadził Betis w sezonie 2013/14 nie prezentował tego do czego przyzwyczaił kibiców w Espanyolu. Ostatnie 90 minut na boisku spędził w lutym, później przepadł do końca sezonu rozgrywając tylko niewiele ponad 20 minut w konfrontacji z Rayo Vallecano. Jedyną różnicą między nim a Beñatem było to, że transfer Verdú był bezgotówkowy. Podobnie jak w przypadku Stephena Andersena po zakończeniu sezonu rozwiązał swój kontrakt z Betisem dzięki klauzuli o spadku z ligi.

Foto: marca.com
Asier Illarramendi (Real Madryt)
Wychowanek Realu Sociedad stał się bohaterem jednego z głośniejszych transferów w letnim okienku przeprowadzając się do stolicy Hiszpanii za bagatela 38 milionów euro. To stało się przekleństwem hiszpańskiego pomocnika, którego widmo podążało za każdym zagraniem popularnego Illarry. Asier jest męczennikiem klauzuli, która stała się jedynym powodem istnienia tak zawyżonej kwoty przelanej na konto baskijskiego klubu. Sam przecież rozegrał tylko jeden pełny sezon w dorosłej piłce prowadząc w nim Txuri Urdin do zdobycia czwartego miejsca i awans do eliminacji Ligi Mistrzów. W Madrycie był głównie rezerwowym, ale ten zakup jest traktowany jako inwestycja w przyszłość i długofalowe zastępstwo Xabiego Alonso. Na miejsce w alei zasłużonych musi popracować i zaadaptować się do świata wielkiego futbolu.

Foto: libertaddigital.com
Neymar (Barcelona)
W tym zestawieniu obecność obowiązkowa. Forma prezentowana na boisku przez cały sezon schodzi w tym wypadku na dalszy plan chociaż przez grzeczność należy wspomnieć, że ogromnych oczekiwań kibiców oraz komentatorów na razie nie spełnił. Neymargate niczym czarna ospa bezwzględnie przeszła się po Barcelonie nie pozostawiając zdrowej komórki w organizmie całego klubu. 84 miliony euro a nie 57, o których było wiadomo w momencie transferu to tylko wierzchołek góry lodowej. Do dzisiaj pojawiają się nowe informacje w sprawie tej transakcji i jeżeli pójdzie tak dalej to Neymar będzie murowanym faworytem do obecności w przyszłorocznej edycji transferowych wpadek. Hiszpański fiskus może jeszcze nie raz zapukać na Camp Nou.

Foto: diariodenavarra.es
Kike Sola (Athletic Bilbao)
Napastnik zakupiony przed sezonem z Osasuny okazał się strzałem w dziesiątkę dla klubowych lekarzy. Dzięki niemu wszyscy mieli pełne ręce roboty i na palcach jednej ręki można policzyć ligowe występy. Szefowie baskijskiego klubu muszą liczyć na to, że karta odwróci się w przyszłym sezonie i ten zacznie regularnie występować aby zacząć spłacać zainwestowane w niego pieniądze z transferu. O kilkumiesięcznym rozbracie z piłką nie można napisać jako o urlopie bo Kike na pewno toczy ciężką walkę o powrót do pełnej sprawności po problemach z łydką.

Foto: marca.com
Haris Seferović (Real Sociedad)
Kupiony przed sezonem z Fiorentiny za 3 miliony euro przygodę z La Liga zaczął od efektownej bramki w pierwszej kolejce przeciwko Getafe. Później już tylko boiskowy i pozaboiskowy zjazd na samo dno. Konflikt z kibicami jeszcze w pierwszej części sezonu i pamiętne uciszanie trybun po bramce strzelonej Osasunie, zdjęcie z butelką markowego burbonu wrzucone do sieci, zdjęcia z nocnych eskapad do centrum Donostii, aż w końcu aresztowanie. Seferović został zatrzymany wraz ze swoją dziewczyną za zakłócanie ciszy nocnej kłócąc się głośno ze swoją partnerką przed jednym z donostyjskich klubów. Po tym jak Almedina nie wniosła formalnego oskarżenia przeciwko Harisowi został wypuszczony do domu. Nie wiadomo nic o przyszłości krnąbrnego Helweta, który musi dojrzeć żeby ustabilizować swoją formę na poziomie innym niż fatalna.

Foto: zimbio.com
Dorlan Pabón (Valencia)
Kolumbijczyk kupiony za 8 milionów euro z meksykańskiego Monterrey do drużyny Miroslava Djukicia nie zachwycił nikogo na Mestalla, podobnie zresztą jak reszta zespołu w tamtym okresie. Po tym jak stery w klubie objął Juan Antonio Pizzi kolumbijski mikrus nie przekonał go swoimi umiejętnościami i został odesłany na osiemnastomiesięczne wypożyczenie do brazylijskiego São Paulo. Mówiło się także o zainteresowaniu Betisu, w którym Pabon grał w sezonie 2012/13 i stał się jedną z rewelacji ligi. Ostatnie doniesienie łączą go z powrotem do Monterrey.