Winda, do której wsiadł Sporting, nie jechała w górę a w dół. Choć Asturyjczycy wciskali wszystkie przyciski nie zatrzymała się, drzwi się nie otworzyły. Tak uwięzieni zjechali wprost do Segundy.
Zwycięstwo nad Eibarem oznaczało dla Sportinguistas wygraną bitwę, wojnę jednak przegrali. Leganés uciekło poza ich zasięg, a Depor zdobyło brakujący im do utrzymania punkt. Galisyjczycy lepiej radzili sobie w meczach bezpośrednich z ekipą z Gijón (dwa zwycięstwa 2:1 i 1:0), a zatem rezultat ostatniego meczu Sportingu z Betisem nie będzie miał już znaczenia.
Eibar nie liczył się już w walce o strefę pucharową i nie przyłożył ręki do strącenia Asturyjczyków. Za sprawą Burguiego to goście zwyciężyli na Ipurui. Choć trudno w tych okolicznościach w ogóle nazywać ich zwycięzcami, o czym najlepiej świadczą ich zalane łzami twarze. Z całą pewności będzie nimi kilku piłkarzy, którzy występami dla Los Rojiblancos wygrają koła ratunkowe od drużyn z La Liga. Do tej grupy już należy wymieniony strzelec gola, ponieważ wróci z wypożyczenia do macierzystego Realu Madryt. Chętnych na jego usługi nie powinno brakować.
W mistrzowskim gazie
Sevilla ma poważne problemy z wywożeniem jakichkolwiek punktów z Santiago Bernabéu i ponownie się to potwierdziło. Nie wygrała na obiekcie Los Blancos już od dziewięciu lat i może liczyć nadal. Real przycisnął od początku, co zaowocowało rzutem wolnym na przedpolu po faulu na Asensio. Do piłki podszedł Nacho i po prostu kopnął ją do bramki. W tym czasie zawodnicy rywali stali tyłem do futbolówki, poprawiali buty, a koledzy z drużyny pomagali wstać Marko. Najwyraźniej nikt poza obrońcą nie odnotował, że można było wznowić grę bez gwizdka ze strony arbitra. Gol jak najbardziej prawidłowy, Sevillistas zapłacili za brak koncentracji. Już wkrótce trafili z deszczu pod rynnę, bowiem po stracie Kranevittera w środku pola futbolówkę przeją Asensio, co zainicjowało kontrę Królewskich wykończoną 400. golem Ronaldo w barwach Realu. Najwięcej problem gospodarzom stwarzał, a jakże by inaczej, Stevan Joevitć. Dwukrotnie obił obramowanie bramki, raz w świetnej okazji zatrzymał go Keylor Navas, ale w końcu dopiął swego i trafił. Był to jednakże jedyny gol na jakiego stać było Sevillę, a Real nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Ronaldo kapitalnym golazo i Toni Kroos wypunktowali Sevillistas, a Los Blancos pokazali, że są w mistrzowskim gazie.
Kanarkowe kąski
Walka o tytuł Mistrza Hiszpanii trwa w najlepsze. Kanarki były dla Blaugrany łakomym kąskiem i chociaż próbowały buntować się przeciwko swoim smakoszom, to ostatecznie musiały uznać wyższość gości z Katalonii. Barcelona szybko zabrała się do pracy i otworzyła wynik meczu dzięki bramce zdobytej przez Neymara. Piłkarze z Wysp Kanaryjskich jeszcze dobrze nie otrząsnęli się po pierwszym ciosie, gdy celne trafienie wyprowadził Luis Suárez. Scenariusz tego meczu wyglądał niemal tak samo jak ten, równolegle rozgrywany na Santiago Bernabéu. Katalończycy uskrzydleni drugim golem lekko przystopowali, co skończyło się zdobyciem honorowej bramki przez Pedro Bigasa. Podopieczni Quique Setiéna szybko przekonali się, że z Katalończykami nie ma co żartować, bo ci odpowiedzieli im kolejnymi dwoma trafieniami autorstwa Neymara. Brazylijczyk spisał się fenomenalnie ukazując swój kunszt. Zawodnicy Las Palmas podtrzymali fatalną passę, zaliczając szósty mecz bez zwycięstwa. Kanarki zaczęły ligę z przytupem, a kończą w pasztecie.
Nic do stracenia
W przeciwieństwie do kolegów z Realu Madryt i Barcelony, zawodnicy Atlético postanowi ostudzić trochę emocje po rewanżowym meczu Ligi Mistrzów, po raz kolejny stawiając na skromność i minimalizm. Tym razem Los Colchoneros nieliczący się już w rywalizacji o mistrzostwo Hiszpanii, zadowolili się jednym punktem. Goście mogą uznać wynik za bardzo korzystny zważywszy, że w Sewilli to Betis pokazał się z lepszej strony i dominował tak pod względem posiadania piłki, jak i strzałów na bramkę. Jedną z okazji w pierwszej połowie miał chociażby Dani Ceballos, ale pechowo futbolówka trafiła w słupek. Za zmarnowaną sytuację pomocnik zrewanżował się po zamianie stron. Wówczas skutecznie wykorzystał niedokładne wybicie piłki z pola karnego Atlético po wykonaniu rzutu rożnego i posłał prawdziwą petardę z woleja. Wyrównujące trafienie to zasługa Stefana Savicia i jego pomocników Saúla Ñígueza i Koke. Czarnogórzec strzelił swoją pierwszą bramkę w barwach Los Rojiblancos. Real Betis nadal okupuje 15 miejsce w ligowej tabeli. Z kolei Atlético zachowuje bezpieczną, trzecią pozycję i w niedzielę rozegra swój pożegnalny mecz na Vincente Calderón.
Nie ma nic za darmo
Patrząc na zaciętą rywalizację o najwyższe cele, trudno oprzeć się wrażeniu, że walka o europejskie puchary wygląda już znacznie gorzej. Przy remisie Villarrealu Athletic nie wykorzystał szansy na „wskoczenie” na piąte miejsce w ligowej tabeli także zaledwie remisując w rozegranym na San Mamés spotkaniu z Leganés. Chociaż mecz rozpoczął się po myśli Lów, kiedy do bramki rywali piłkę posłał zupełnie niepilnowany Aduriz, to z dobrego wyniku Baskowie cieszyli się tylko do 61. minuty spotkania. Wyrównanie gościom dał celny strzał Alexa Szymanowskiego po cudownej asyście Gabriela. Dla Los Pepineros był to rezultat bardzo korzystny, ponieważ zapewnił m utrzymanie w Primera División. A jak kibice Leganés cieszyli się z pozostania w La Lidze? Lepiej zobaczcie sami.
Brak kropki nad i
Po porażce z Barceloną trudno jest powrócić do rzeczywistości. Wiedzą coś o tym podopieczni Frana Escriby, którzy nie wykorzystali świetnej okazji do zdobycia trzech punktów. Co prawda gospodarze znacznie lepiej prezentowali się na Estadio de la Cerámica, ale liczba ich celnych strzałów na bramkę przeciwnika była równie znikoma, jak po stronie zawodników Deportivo. Dobrą szansę na zdobycie bramki zmarnował chociażby w 29. minucie Jonathan dos Santos. Serca kibiców obu drużyn mogły zabić trochę mocniej po pierwszej połowie spotkania, ale nie był to efekt fenomenalnej akcji któregoś z zespołów, a kontrowersji. Te pojawiły się podczas wykonywania rzutu rożnego, gdy Soldado i German Luxa wzajemnie się sfaulowali. Bramkarzowi gości puściły nerwy i popchnął napastnika Villarrealu. Ostatecznie jednak sędzia okazał się bardzo wyrozumiały i pokazał mu tylko żółtą kartkę, podobnie zresztą jak i „Żołnierzowi”. Po meczu lepszy humor dopisywał gościom, zaś Submarino Amarillo, jeśli chce zachować piątą lokatę i pewność udziału w europejskich pucharach musi skupić się na przygotowaniach do kolejnego spotkania, by dużo lepiej zaprezentować się w wyjazdowych derbach regionu z Valencią.
To się nazywa nie(szczęście)
Zarówno Real Sociedad jak i Málaga kontynuują dobrą passę pięciu spotkań bez porażki. Mecz był niezwykle emocjonujący i praktycznie każda z drużyn miała szansę na zdobycie pełnej puli. Jako pierwszy na listę strzelców wykorzystując rzut karny wpisał się Xabi Prieto. Przyjezdni nie pozostawali jednak dłużni i już strzał w porzeczkę Juankara był poważnym ostrzeżeniem dla defensorów La Realu, ale na domiar złego piłka odbiła się od pleców Rulligo i potoczyła wzdłuż linii bramkowej. Do bezpańskiej futbolówki dopadł Luis Hernández i doprowadził do wyrównania.
Po zamianie stron przed szansą na zdobycia bramki stanął Willian José, ale tym razem szczęście uśmiechnęło się do gości i jego strzał wylądował na słupku. Ta sytuacja okazała się jednak pozytywnym bodźcem dla Recio, który poprowadził Málagę do objęcia prowadzenia po atomowym uderzeniu. Absolutna bomba! W rolę wybawiciela gospodarzy wcielił się canterano Txuri-Urdin coraz śmielej poczynający sobie w pierwszej drużynie, Jon Bautista. Ostatni mecz w tym sezonie Realu Sociedad przez własną publicznością był okazją do uroczystego pożegnania wychowanka Mikela Gonzáleza, który przez całą swoją dotychczasową, sportową karierę związany był z klubem z San Sebastián i po sezonie stanie się wolnym zawodnikiem. Dziś dołączył do niego Martín Demichelis z Espanyolu, który w wieku 36 lat ogłosił zawieszenie butów na kołku.
Ściągawka z walki o miejsca 5-7 w ostatniej kolejce #LaLiga z perspektywy La Realu + sprawa LE i Pucharu Króla. pic.twitter.com/MflZ0h8Xc9
— Dawid Kulig (@d_kulig) May 15, 2017
#NoticiasBA / Entre lágrimas, Martín Demichelis anunció que dejara el fútbol. pic.twitter.com/91iw7sBvMH
— El Deportivo BA (@ElDeportivoBA) May 15, 2017
Bez prądu
Celta przegrywa wszystko jak leci i nie inaczej było na Estadio Mendizorrotza. Ospali Galisyjczycy nie stanowili większego problemu dla nabuzowanego zbliżającym się finałem Copa del Rey baskijskiego Deportivo. Drużyna z Vitorii gładko rozstrzygnęła rywalizację już w pierwszej połowie. W dobrym starcie pomógł im Marcelo Díaz, który poślizgnął się na przedpolu i pozwolił kapitanowi gospodarzy, Manu Garcíi, na przejęcie piłki i pokonanie debiutującego w La Liga bramkarza Celtów. Iván Villar, zaledwie 19-letni golkiper musiał wyciągać ją z siatki jeszcze dwukrotnie za sprawą zawodników, którzy w poprzednim sezonie grali dla Levante, Feddala i Deyversona. Nie najlepiej spisał się również arbiter główny tego spotkania, José Munuera Montero, gdyż podyktował rzut karny za czyste wejście Theo Hernándeza. Stopa lewego obrońcy dotknęła bowiem futbolówki, nim przyblokowała Pione Sisto. Ta pomyłka nie miała jednakże większego znaczenia dla rezultatu starcia.
Gayá ma skilla
Valencia i Espanyol przystąpiły do meczu na pełnym luzie. Poza nieznacznym poprawieniem pozycji w tabeli oba zespoły nie miały już o co grać. Przez większość spotkania pachniało golem dla Papużek, lecz mimo prób nie potrafiły one zmienić wyniku rywalizacji. Nawet Marc Navarro mając doskonała sytuację z pięciu metrów posłał futbolówkę nad poprzeczką. Zgodnie ze starym piłkarskim prawem, niewykorzystane sytuacje zemściły się. Narzędziem tej zemsty stał się José Gayá, który kapitalnie przyjął piłkę – jednym magicznym dotknięciem przerzucił ją nad nogą nabiegającego za nim obrońcy oraz jednocześnie wystawił sobie do strzału. Zrobił obrót, uderzył i z zimną krwią ustalił rezultat meczu. Brawo, bravissimo!
Kto ostatni ten…
Osasuna niemal przez całe rozgrywki świeciła jako czerwona latarnia Primera División, lecz ostatni zryw może sprawić, iż nie będą najgorszym zespołem w lidze na ich zakończenie. Ten zaszczytny tytuł przypadnie Granadzie, jeśli nie pokona Espanyolu w wieńczącej sezon kolejce. Wszystko to za sprawą bezpośredniego starcia, hipsterskich Gran Derbi La Liga, w których górą okazali się Nawarczycy. Kolumbijski stoper z cantery Osasuny Jhon Steven Mondragón braki w defensywie nadrabia skutecznością pod bramką rywali, w zaledwie czterech występach w La Liga, strzelił dwa gole. Jeden z nich właśnie w pojedynku z El Graną. Kolejnym bohaterem gospodarzy został bośniacko-hiszpański napastnik, Kenan Kodro. Choć najpierw w dwóch świetnych okazjach przejawiał nadmierne zamiłowanie do obdarowywania piłkami swoich kibiców zgromadzonych na stadionie, w końcu jednak znalazł się w odpowiednim- miejscu i czasie, by szansy na poprawienie wyniku nie zmarnować. To dobry prognostyk dla Los Rojillos przed wizytą w Segundzie, ponieważ jest spora szansa, że obaj zawodnicy zostaną na El Sadar.