Przez ostatnią dekadę Deportivo zrobiło wszystko, żeby spaść na sam dół. A w ostatnich dniach jeszcze bardziej stara się, żeby zapukać w dno od spodu. Francisowi Uzoho, największej perle na El Riazor i jednej z niespodzianek minionego mundialu, pisany jest etat trzeciego bramkarza. W drugiej lidze.
Gdyby zebrać do kupy wszystkie problemy Dépor, usypalibyśmy górkę, z której można by zjeżdżać na sankach. Od kilku lat klub trawi zadłużenia, które zaciągnięto za ery prezydenta Augusto Césara Lendoiro (w szczytowym momencie ok 160 mln euro!). Widmo bankructwa odbiło się na polityce kadrowej, albo konkretniej – na jej braku. Co sezon po kosztach sprowadzano armię zawodników, co miało swoje konsekwencje na boisku (trzy spadki z La Liga od 2011 roku). Wreszcie, w 2014 roku obalono Lendoiro, a w jego miejsce przyszedł Tino Fernández – zręczny finansista, ale kiepski wizjoner, który na dodatek miał nie po drodze z kibicami. Pod jego przewodnictwem klub spłacił lwią część długów, ale wciąż działa na zasadzie „jakoś to będzie”. Dość powiedzieć, że przez ostatnie cztery lata wymieniono siedmiu trenerów i dyrektora sportowego. Paradoksalnie wszystko to byłoby do wybaczenia, gdyby nie kolejny spadek przed wakacjami.
Nie masz pomysłu na bramkarza? Nie kupuj go!
Przed dwoma tygodniami Tino Fernández wygrał reelekcję z poparciem – uwaga! – 98,99% głosujących akcjonariuszy. Wybór ułatwił brak kontrkandydata, którego co niektórzy widzieli w samym Lendoiro. Tino zarzekał się, że po opuszczeniu Primera División przed klubem otwierają się cztery priorytety, a jednym z nich ma być zbieranie owoców zaniedbanej w ostatnich latach cantery – „fabryki profesjonalistów dla Deportivo” – jak przekonywał. Tymczasem w klubowych pomieszczeniach wciąż pobrzmiewa echo obietnic, a Dépor już zdążyło zdegradować je do miana frazesu. Tym razem poszło o bramkarza. Czarę goryczy przelało wypożyczenie przed kilkoma dniami 25-letniego Adriána Ortoli z Barcelony B, który według prasy ma zamknąć drogę Francisowi Uzoho do składu, a nawet pierwszej drużyny (wcześniej ściągnięto jeszcze prawie 35-letniego Daniego Giméneza). Jak to się ma do promowania własnych „produktów”? Odpowiedź znalazł sam „poszkodowany”, dzieląc się z nią na Twitterze.
We all know what this means now
Forza Depor#— Uzoho Francis (@Uzohof) July 24, 2018
„Wszyscy wiemy co to (sprowadzenie Ortoli – przyp. red.) oznacza”
Ale od początku.
Od pozbycia się Germána Luxa rok temu, Blanquiazules nie potrafią znaleźć odpowiedniego człowieka między słupkami. Sama procedura wyboru jednego do składu nawet nie przypomina castingu, co wyliczankę. Bo żeby wygrać casting, musisz okazać się lepszy od konkurentów. A więc – na kogo wypadnie na tego bęc! W poprzednim sezonie rękawice zakładali Costel Pantilimon, Maksym Kowal, Rubén Martínez, Przemysław Tytoń i Francis Uzoho, ale ku zaskoczeniu tylko ten ostatni, wyciągnięty z rezerw, nie skompromitował się i pozostawił po sobie na tyle dobre wrażenie, że faktycznie uwierzono w zasoby zakurzonego Fabrilu (czyli Deportivo B). Francis dostał szansę od Pepe Mela i w zeszłym październiku wystąpił przeciwko Eibarowi, zachowując czyste konto, i Gironie. Liczył sobie wówczas 18 lat, 11 miesięcy i 17 dni, co uczyniło go najmłodszym golkiperem, który wystąpił w La Liga.
Wydawało się, że ekipa z El Riazor znalazła remedium na posuchę między słupkami i przy okazji odkryła talent, który może drogo spieniężyć, co nie jest nieistotne dla wciąż tonącego w długach klubu. Ba, zapowiadało się nawet, że nastolatkowi z Nigerii wejście do zespołu ułatwi trener rezerw Cristóbal Parrolo, którego awansowano w miejsce zwolnionego Mela. Ale ten postawił twarde weto i zesłał z powrotem młodziana do Segunda División B, gdzie Fabril bił się o wysokie cele. Przeszkodą miały być brak doświadczenia i słaba znajomość języka hiszpańskiego. Do końca rozgrywek Francis piętnaście razy kończył spotkanie na zero z tyłu, a Dépor B (ex aequo z Rápido de Bouzas) straciło najmniej bramek w swojej grupie sezonu zasadniczego.

Podsumowanie występów bramkarzy Deportivo w sezonie 2017/18; źródło: Transfermarkt
Co wydaje się najzabawniejsze w tej całej historii – Uzoho kilkukrotnie musiał zwalniać się z trzecioligowych bojów, bo dostawał… powołania do reprezentacji Nigerii, w której pierwszy raz wystąpił w listopadzie przeciwko Argentynie. Wszedł na murawę po przerwie, kiedy Super Orły przegrywały z Albicelestes 1:2. Nigeria wygrała 4:2, a debiutant wytrzymał ostrzał Paulo Dybali. Od tego momentu selekcjoner Gernoth Rohr stawiał już tylko na niego i nie uległ presji mediów w czasie mundialu. W Rosji młody bramkarz furory nie zrobił, ale bronił przyzwoicie. Stał się nawet drugim najmłodszym golkiperem, który na mistrzostwach świata nie wpuścił bramki w meczu.
Chłopiec z Coca-Coli
Spadek Deportivo do Segunda División wydawał się najlepszą wiadomością dla Francisa. Mimo udanych miesięcy nie miał zamiaru opuszczać klubu, a świadomy młodzieńczych braków chciał je wszystkie nadrobić na zapleczu La Liga. Niczym organicznik – niejako sam sobie narzucił plan, w którym nie przewiduje gwałtownych posunięć. Takie myślenie już raz mu się opłaciło. Kiedy miał 13 lat, podczas turnieju pod egidą Coca-Coli zauważyła do katarska Aspire Academy, zabierając jego i innych rówieśników na Bliski Wschód. Tam spędził pięć lat, w czasie których de facto poznawał czym jest bramkarski fach. Jeszcze w Nigerii był napastnikiem, ale zauważono, że nie potrafi szybko biegać, a ma wręcz wymarzone warunki (dzisiaj mierzy 196 cm!), by stanąć między słupkami. Praca u podstaw był ciężka, ale opłaciła się – z Nigerią (jako rezerwowy) został mistrzem świata do lat 17, a potem „wypromował się” do Deportivo i trafił do dorosłej reprezentacji swojej ojczyzny. Jednak sumienność, staranność i – co najważniejsze – stały progres wciąż nie wystarczały, by przebrnąć tworzony przez kolejnych trenerów tor przeszkód.
W rep. Nigerii prawdopodobnie między słupkami wystąpi Francis Uzoho.
W Deportivo: "za słaby/młody" na rywalizację z Rubenem (ogórkiem).
W kadrze: wystarczająco dobry na Lewandowskiego.Nigeria zrobiła Deportivo trolling level master. 😁 pic.twitter.com/Xfsef4xVOo
— Tomasz Pietrzyk (@tomek2648) March 23, 2018
Kiedy wiosną Uzoho z Super Orłami wybierał się do Wrocławia na towarzyski mecz z Polską, spytaliśmy Aldo Vázqueza, bliskiego Dépor dziennikarza Sphera Sports, jaka rysuje się przyszłość przed młodym Nigeryjczykiem. „Francis wciąż jest piłkarzem zielonym. Ma sporo do poprawienia. Nie brak mu pozytywnego szaleństwa, ale mówiąc szczerze, katastrofalnie zachowuje się przy górnych piłkach. Ale na pewno w przyszłym sezonie będzie grał więcej w Deportivo. A jeśli spadną do Segunda, to najpewniej jako bramkarz numer jeden” – przewidywał. Bo tak podpowiadała logika, która kolejny raz stała się wrogiem włodarzy klubu, który w ostatnich 24 miesiącach przetestował siedmiu golkiperów. Do listy za chwilę najpewniej dopisze się dwóch kolejnych. Wspominani już Dani Giménez i Adrián Ortolá są jednak tym, czego wciąż nie potrafi się odpokutować u Los Blanquiazules – bardziej środkiem doraźnym, niż receptą na bramkarskie perypetie. A przecież gdzie można lepiej i najmniej ryzykownie przetestować bojowość Francisa, jeśli nie w drugiej lidze?
W tym wszystkim jest jeszcze jedna przestroga. W ostatnich latach Dépor najwięcej pożytku miało z zawodników, którzy utożsamiali się z klubem i wszystkie jego problemy leżały im na sercu. Oprócz napastnika Lucasa Péreza, inni, którym „chciało się chcieć” zazwyczaj nosili rękawice, jak Dani Aranzubia, Fabricio i Germán Lux. „Jestem zakochany w Dépor. Wcześniej myślami byłem piłkarzem Manchesteru United czy Realu Madryt, ale gdy pierwszy raz wczułem się w El Riazor zostałem zmiażdżony. Już wiedziałem, że to jest moja rodzina, a to uczucie narasta” – wyznał w wywiadzie dla La Voz de Galicia Francis, który jeszcze półtorej roku temu nie zrażał się, że jest rezerwowym w czwartej lidze. Pytanie, czy klub odwzajemni miłość, zanim piłkarzowi minie fascynacja do otoczenia i znajdzie miejsce, w którym zostanie obdarzony większym zaufaniem.