Gra w klubie pokroju FC Barcelony to marzenie kilkudzięsięciu procent ludzi, chcących, albo i będących zawodowymi piłkarzami. Trzeba być cholernie dobrym, aby złożyć swój podpis pod umową z katalońskim klubem. I trzeba być więcej niż cholernie dobrym, by być kimś więcej, niż pozycją na liście płac
Tego lata mistrz Hiszpanii jak nigdy chwalony był za działania w okienku transferowym. Pozbyli się zbędnego balastu (Gomes), w końcu sprzedawali za coś więcej niż garść drobniaków (Digne, Mina), no i kupowali ciekawych zawodników. Jednym z nich był Arturo Vidal, piłkarz o wyrobionej marce. Oficjalnej kwoty jaką Barcelona przelała na konto Bayernu nie poznaliśmy, takie było życzenie Bawarczyków. Jednak media hiszpańskie i niemieckie podawały 18 milionów euro. Takie pieniądze, za takiego zawodnika, w dobie astronomicznych cen to tyle, co nic.
Barcelona jak każdy wielki klub na swoim koncie ma gorsze transfery. Oczywiście, nie wypada na razie wrzucać Arturo Vidala do jednego worka z Keirrisonem, Chyhrynskim czy Douglasem. Nie da się jednak ukryć, że projekt pt. “Vidal w Barcelonie” przebiega wbrew oczekiwaniom samego zawodnika, klubu oraz kibiców.
Sezon trwa już dwa miesiące. W tym czasie Barcelona rozegrała 11 spotkań. Arturo z tych 11 opuścił tylko 2. Można powiedzieć: no dobra, więc o co ten cały raban, że nie gra? Dopiero jak spojrzymy na liczbę minut na koncie, zrozumiemy ból wiadomej części ciała byłego pomocnika Bayernu i Juventusu. Z możliwych 990 minut, Vidal zagrał tylko w 176. To zaledwie 18 procent. W hierarchii pomocników Barcelony niżej są tylko Rafinha, Denis Suarez, Carles Alena i Sergi Samper, z czego tylko ten pierwszy coś tam pobiegał na boisku, a reszta jest poza jakimikolwiek planami Valverde.
W podstawowym składzie wybiegał tylko na spotkania z Gironą oraz Athletikiem. I też nie można mówić o jakimś super długim występie. Zmieniany był kolejno w 58. i 55. minucie. Gdy wchodził z ławki to same końcówki. 19 – tyle minut najwięcej dostał od Valverde jako rezerwowy. Być może foch Vidala byłby mniejszy, gdyby jako zmiennik dostawał więcej czasu, przynajmniej pół godziny.
Z jednej strony dziwi, ale i także nie dziwi zachowanie Ernesto Valverde. Z jednej strony dostał zawodnika, który w założeniu miał zastąpić Paulinho, który przecież w poprzednim sezonie od szkoleniowca Barcy dostawał masę okazji do gry. Vidal to podobnie jak Brazylijczyk typ walczaka, zostawiający serce na boisku. W tak udanej dla Barcelony poprzedniej kampanii postać byłego zawodnika ŁKS-u Łódź (nie wiemy, czy wiedzieliście) była w wielu momentach kluczowa. Czemu więc Txinguri rezygnuje z elementu, który przyniósł mu największy sukces w karierze trenera? Tym bardziej, że sam zaraz po zakontraktowaniu Vidala o nim mówił:
To zawodnik, po którym oczekujemy, że wniesie dużo energii w środku pola. Ma duże doświadczenie, a statystyki pokazują, że rozgrywa wiele spotkań, w których zostawia swój ślad. Gra agresywnie i może okazać się to dla nas bardzo dobre
Z drugiej jednak po czasie jaki spędził Valverde na Camp Nou, znamy jego stosunek do rotacji. Były trener Bilbao przyzwyczaił już nas, że gra wąską grupą piłkarzy, do której najwyraźniej Vidal się nie załapuje. W dodatku Paulinho grał tyle, bo świetnie odnajdywał się w systemie 1-4-4-2. W tym sezonie Valverde częściej stawia na klasyczne 1-4-3-3. Jednak to też nie powinno być usprawiedliwienie dla działań trenera. Nawet w tym ustawieniu z trójką pomocników można rotować, tym bardziej, że Ivan Rakitić ma za sobą rok, naprawdę ostrej eksploatacji.
Nie powinna nas zatem dziwić krytyka jaką wytacza Arturo w kierunku swojego trenera. Zna swoją wartość, wie co może dać zespołowi i w połączeniu z charakterem zawodnika, mamy takie efekty.
Z Judaszami się nie walczy, oni wieszają się sami
Jakby Arturo miał mało problemów z grą, to jeszcze teraz został ukarany grzywną w wysokości 800 tys. euro, za udział w bójce w klubie w 2017 roku.
💥 Última hora | Arturo Vidal, multado con 800.000 euros por una pelea en una discoteca en Alemania https://t.co/AL5A2ddaLF pic.twitter.com/IpBUB4M5yX
— El Partidazo de COPE (@partidazocope) October 18, 2018
Jak na razie Arturo nie podąża drogą Paulinho, a drogą wielu innych piłkarzy, którzy inaczej wyobrażali sobie swoją karierę na Camp Nou.
Zlatan Ibrahimović
Postać, której przedstawiać nie trzeba. Do Barcelony trafił w 2009 r. za jeszcze większe pieniądze niż Vidal. Razem z Leo Messim i Thierrym Henrym miał stworzyć atak marzeń. Do pewnego momentu tak nawet i było. Szwed jednak stracił zaufanie Pepa Guardioli, popadł z nim w konflikt, o którym później sam zawodnik wiele razy opowiadał. Cała przygoda Ibry w stolicy Katalonii skończyła się po zaledwie jednym sezonie i ogromnym rozczarowaniu.
Diego Maradona
Absolutna legenda piłki kopanej, a mimo to o jego historii w Barcelonie nie za bardzo się pamięta. Być może przez to, że była bardzo krótka, ale i tak dłuższa niż w przypadku Zlatana. Boski Diego na Camp Nou spędził 2 sezony, w których zagrał tylko 36 spotkaniach, w których strzelił 22 bramki. Krótki i mało owocny epizod w koszulce Barçy spowodowany był w głównej mierze poważną kontuzją oraz konfliktem z prezydentem klubu, Josepem Lluisem Núñezem.
Arda Turan
Przypadek najświeższy, bo dopiero tego lata Turek opuścił Camp Nou. Trochę idziemy w górę, bo były pomocnik Atletico w Barcelonie spędził 2 i pół sezonu. Dwa pierwsze za kadencji Luisa Enrique były, można powiedzieć, nawet udane. Miał moment dobrej gry, gdy zastępował Neymara. Był to jednak krótki epizod. W zdecydowanej większości jego rola była drugoplanowa, zdecydowanie gorsza niż w Madrycie. Gdy Ernesto Valverde zastąpił Lucho, Turan został całkowicie odstawiony. W poprzednim sezonie, jesienią nie pojawił się na boisku ani razu. Oprócz niechęci Valverde do zawodnika, przeszkadzały mu kontuzje. Zimą wrócił do Turcji, gdzie wylądował w Basaksehirze. Tam jednak zamiast grać wolał popychać sędziów, a niedawno wdał się w bójkę, oskarżono go o gwałt i posiadanie nielegalnej broni.
Ricardo Quaresma
Wielki talent portugalskiej piłki. Jednak tak jak ogromne ma umiejętności, tak ogromne jest też rozczarowanie. Wróżono mu wielką karierę, jednak Quaresma zupełnie nie wykorzystał szansy. Również tej jaką dała mu Barcelona. Trafił na Camp Nou w 2003 roku, jako “nowy Figo”. Szybko się jednak okazało, że następcy tak nienawidzonego przez cules piłkarza nie odnajdzie się w jego rodaku. 22 spotkań i tylko jedna bramka – tak wygląda historia Quaresmy w stolicy Katalonii.