
Po sobotniej porażce w Vigo plotki głosiły, że Sergio González dostanie ultimatum na dwa kolejne spotkania, dzięki którym miał uratować posadę lub ją stracić. Jednak weekend jeszcze się nie skończył, a były reprezentant Hiszpanii był już na bruku.
Jak w znanym powiedzeniu: władzom Espanyolu odwaga pomyliła się z odważnikiem. Daleki jestem od idealizowania Sergio Gonzáleza, ale po kolei chciałbym nieco odświeżyć pamięć osobom decyzyjnym na Power8 Stadium, które zwalniają kogoś za „słabe” wyniki, samemu się do nich przyczyniając.
Stagnacja czy stabilizacja?
W sezonie 2014/15 Sergio González debiutował w roli szkoleniowca Espanyolu i była to dla niego pierwsza poważna posada w jego przygodzie trenerskiej – wcześniej zaliczył rezerwy Espanyolu i reprezentację Katalonii. Ubiegłe rozgrywki przyniosły miejsce w środku tabeli – dziesiąta pozycja – i półfinał Pucharu Króla. Umiarkowany optymizm panował na Power8 Stadium przed obecną kampanią i, jak się okazało, wymagania poszły w górę…
Kiko Casilla, Diego Colotto, Héctor Moreno, Lucas Vázquez, Christian Stuani i Sergio García, tych zawodników po letnim okienku transferowym w klubie już nie było. Każdy z nich zagrał w co najmniej połowie meczów ligowych sezonu 2014/15. Gole tej grupy zawodników to 31 z 47 trafień, co w prostym rachunku daje 2/3 dorobku zespołu! Espanyol zbił na swoich podstawowych zawodnikach około… 17 mln euro… Kwota śmiesznie niska, patrząc przez pryzmat tego, ile każdy z nich znaczył i jak wartościowi są to piłkarze.
Do klubu ściągnięto wielu zawodników na zasadzie wypożyczenia lub wolnego transferu, ale w kategorii wzmocnień, na dzisiaj możemy wymieniać jedynie Marco Asensio. Na plus można zapisać także przyjście Enzo Roco i Hernána Péreza, a najlepszy – w teorii – transfer, czyli Gerard Moreno dużo czasu stracił z powodu kontuzji. Więc nawet gdyby policzyć czterech wartościowych zawodników, to i tak po stronie strat dostajemy dwóch podstawowych piłkarzy, zakładając, że Hernán Pérez to klasa Lucasa Vázqueza, a Enzo Roco nie odstaje poziomem od Héctora Moreno. Sergio Garcii nie zastąpi nikt i co do tego nie mam wątpliwości. Koniec końców wiadomo, że nawet wymiana w stosunku 1:1 byłaby utrudnieniem dla trenera, choćby ze względu na wdrożenie nowych zawodników w system zespołu.
W takich warunkach musiał rozpoczynać sezon Sergio González. Planowa wygrana nad Getafe, a później porażki z Villarrealem i Realem Madryt. Ta druga – 0:6 – była katastrofalna w skutkach dla Mickaëla Cianiego i Javiego Lópeza. Dziwiła zwłaszcza sytuacja nowego kapitana zespołu, który został kozłem ofiarnym i na kilka meczów wypadł z obiegu, a wrócił tylko dzięki kontuzji Anaitza Arbilli i zawieszeniu za kartki Robera Correi… Były wygrane nad Realem Sociedad i Valencią, ale również domowe wpadki ze Sportingiem, Granadą czy Levante. Największym zarzutem stała się kompletna bezpłciowość zespołu. Gdy włączamy telewizor na mecz Rayo Vallecano czy Celty, zawsze dostaniemy określony sposób i jakość gry. W Espanyolu na czasie był koniunkturalizm. Szybko strzelone gole z Getafe czy Málagą sprawiały, że zespół cofał się do defensywy i próżno było szukać większej liczby zawodników na połowie rywala. Z kolei, gdy trzeba było odrabiać straty, pojawiał się problem – bo w środku pola dominują zawodnicy od czarnej roboty.
W całej sytuacji ciekawą sprawą są statystyki podstawowych parametrów gry, które w jednych aspektach są lepsze – posiadanie piłki i celność podań – a w innych gorsze, ale kompletnie nie mają odzwierciedlenia na boisku. Do tego miano najostrzej grającej drużyny też nie wzięło się znikąd.
Największa zasługa
Zmiana na stanowisku trenera z pewnością zaniepokoiła piłkarzy rezerw. Wszak odchodzi osoba, która ma rozeznanie w tym temacie, ale przede wszystkim ktoś, kto nie bał się postawić na młodych chłopaków. Kto wcześniej słyszał o Ericu Baillym? Prawdopodobnie nikt, a po kilku miesiącach udało się zarobić na młodym Iworyjczyku ponad 5 milionów euro. Dobre występy w Pucharze Króla dawały także szansę nowym zawodnikom, dzięki czemu Pau López czy Rubén Duarte szybko się wypromowali i są już częścią reprezentacji Hiszpanii do lat 21. W kolejce czekają następni, o których pisałem w Przewodniku kibica La Liga 2015/16, czyli Aarón Martín – mistrz Europy do lat 19, czy Lluís López. Jedno jednak się nie zmienia: wszyscy to zawodnicy formacji defensywnych. Podobnie jak wprowadzani do zespołu Antonio Raíllo czy Roberto Correa.
Wiele można zarzucić Sergio Gonzàlezowi, ale cantery nie odstawił na boczny tor. Wręcz przeciwnie, czerpał z niej pełnymi garściami i owoce już są. Plony jednak zbierać będą inni.
Idzie nowe
Wśród potencjalnych zmienników Sergio mówiło się o kilku nazwiskach. Joaquín Caparrós, Marcelo Bielsa czy trener rezerw, Lluis Planagumá. Nowym trenerem został jednak Constantin Gâlcă, czyli dla większości kompletny anonim pośród trenerów. Mimo ledwie 43. lat na karku, ma już sukcesy, a właściwie jeden – potrójna korona w roli szkoleniowca Steauy Bukareszt w sezonie 2014/15. Wcześniej prowadził rezerwy Almeríi i reprezentację Rumunii do lat 17. Skąd pomysł na tego pana? To kolejny były piłkarz Espanyolu, czym wpisuje się niejako w ostatnią tradycje klubu – Mauricio Pochettino, Sergio Gonzàlez i właśnie Gâlcă. Co można o nim powiedzieć? Poniżej słowa Costina Ştucana, redaktora naczelnego rumuńskiego ProSportu:
Spokojny facet, który nie rzuca w swoich piłkarzy butelkami, stara się wspierać ich w ich ewentualnych błędach oraz samemu brać za nie odpowiedzialność. Profesjonalista – gra ze znajomymi w piłkę, co środę lubi chodzić na basen. Nie pali, nie pije.
Jego koledzy z boiska potwierdzają wszystkie powyższe komplementy. Ważnym aspektem jego warsztatu może być “czytanie gry”, co były trener Korony Kielce, José Rojo Martín znany jako Pacheta oraz Joan Capdevila, wymieniają jako jeden z jego głównych atutów, który funkcjonuje od czasów jego kariery zawodniczej.
Początek był zaskakujący. Constantin Gâlcă wybrał niemal najmocniejsze zestawienie na mecz Pucharu Króla z Levante, a Espanyol zagrał prawdopodobnie najlepsze spotkanie od 9 kwietnia, gdy wytarł podłogę Villarrealem na El Madrigal. Co jest do natychmiastowej poprawy?
- Wyniki – Styl jest ważny, ale dopiero wtedy, gdy przychodzą wyniki, a tych rumuński trener potrzebuje na gwałt. Levante i Las Palmas to wymarzeni rywale na “dzień dobry”, ale kolejne kroki będą trudniejsze – Sevilla i trzy mecze z Barceloną – a Gâlcă przychodzi, by podreperować dorobek punktowy zespołu.
- Obrona – Espanyol w obecnych rozgrywkach stracił już 26 bramek i tylko dzięki “uprzejmości” Rayo i Levante nie musi o sobie mówić jako o najgorszej defensywie ligi. Przy okazji Los Pericos mieli trochę szczęścia, bo
jak podał na Twitterze hiszpański statystyk, Pedro Martin, rywale Espanyolu dwunastokrotnie obijali słupki i poprzeczki bramki Pau Lópeza w tym sezonie!Plan Constantina Gâlcy jest następujący: mocny i wysoki pressing, szybkie odbudowanie ustawienia po stracie piłki oraz agresja w grze. Z tym ostatnim jego podopieczni muszą uważać, bo już 54 razy piłkarze Espanyolu musieli oglądać żółte kartki, a ten „zaszczyt” dotyczy 19 z 25 zawodników, którzy zagrali chociaż minutę w lidze!
- Kontrola – Kolejnym aspektem, na który według rumuńskiego dziennikarza stawia Gâlcă, jest posiadanie piłki i kontrola nad wydarzeniami meczowymi. Zmiana w tej części piłkarskiego rzemiosła może być sporym szokiem dla kibiców, ale i samych piłkarzy. Powszechnie wiadomo, że Los Pericos nie słyną z gry atakiem pozycyjnym i mają z tym ogromne problemy. Właściwie jedynym rozgrywającym w zespole jest Marco Asensio, ale opieranie całej drużyny na 19-latku, który debiutuje w Primera División wydaje się nie być dobrym pomysłem. Coraz śmielej poczyna sobie Gerard Moreno, który na nieszczęście Sergio Gonzáleza, dużo czasu spędził w tym sezonie w gabinetach lekarskich. Gdy wrócił od razu zabrał się do roboty, ale kolejne jego popisy będą szły już na konto nowego szkoleniowca.
- Odbudowa zaufania – W ostatnich tygodniach na Power8 Stadium częściej było słychać gwizdy, aniżeli doping kibiców Los Pericos. Wydaje się jednak, że były reprezentant Rumunii dostanie kredyt zaufania, co najlepiej oddaje poniższy cytat dziennikarki Mundo Deportivo, Mari Carmen Juárez
Constantin, człowiek zmieniający gwizdy w aplauz…
14. grudnia przyszedł nowy trener, a osiem dni później Espanyol może mieć nowego prezydenta. 22. grudnia może okazać się sądnym dniem dla klubu, bo wtedy dojdzie do corocznego spotkania akcjonariuszy, na którym obecny ma być nowy właściciel, Chińczyk Cheng Yansheng, a coraz głośniejsze stają się plotki, że tego dnia z funkcji prezydenta zrezygnuje Joan Collet. Wśród potencjalnych następców wymienia się Josepa Sáncheza Llibre, czyli brata jednego z udziałowców, Daniela Sáncheza Llibre. Problem w tym, że Josep dwukrotnie zaprzeczył tym rewelacjom na swoim twitterowym koncie. I wydaje się, że trzeba mu uwierzyć na słowo, bo w niedzielę odbędą się wybory parlamentarne w Hiszpanii, w których JSL kandyduje z ramienia Unii Demokratycznej Katalonii.
Sprawiedliwość po stronie zwolnionych…
Zwolnienie Sergio Gonzáleza być może nie jest błędem, ale ogromną niesprawiedliwością. Trudno nie odnieść wrażenia, że został on rzucony na głęboką wodę i poradził sobie nie najgorzej, mimo że warunki pracy miał utrudnione. Jednak to już klubowych włodarzy kompletnie nie interesuje. Ogromne kłopoty finansowe sprawiły, że mógł co najwyżej poprosić najbardziej wartościowych graczy o pozostanie, a w zamian musiał szukać darmowych transferów i wypożyczeń. W ten sposób nie może być mowy o długotrwałym projekcie, a jedynie o doraźnym leczeniu, które nie zastąpi poważnej operacji. Tymczasem Hiszpana zwolniono tuż przed nadejściem lepszych czasów w klubie i wygląda na to, jakby wypchnięto go stamtąd na siłę. Jemu samemu pozostało w tej chwili opiekowanie się żoną, która jest w ciąży.
Constantin Gâlcă przychodzi i sytuacja w jakiej się znalazł jest co najmniej dziwna. Wszak zastępuje swojego kolegę z boiska. Nie ma jednak czasu na sentymenty, bo wyniki trzeba poprawić od razu. Czy okaże się on wybawcą dla Espanyolu? Tego nie wie nikt, ale sukcesy odniesione w Bukareszcie budzą nadzieje. Jeśli nawet nie poprawi pozycji w tabeli, to może odmieni grę i nada swoim podopiecznym styl. A tego w biało-niebieskiej części Barcelony dawno nie widziano.